Śmiertelny wypadek wydarzył się w grudniu ubiegłego roku. Oba pojazdy jechały ul. Staroprzygodzką w Ostrowie Wielkopolskim, w tym samym kierunku.
W pewnym momencie Jacek A. podjął manewr wyprzedzania opla, którym jechał 71-latek. Jak zeznawał, odpowiadając na pytania swojego obrońcy, był pewien, że kierowca samochodu osobowego widział, co chce zrobić. - Potem nastąpiło zderzenie, nie pamiętam, czy było to przed skrzyżowaniem czy już na nim. W wyniku zderzenia straciłem panowanie nad ambulansem, zjechałem w lewo i uderzyłem w drzewo – mówił Jacek A. - Znajdowałem się między siedzeniem a deską rozdzielczą, kolega pomógł mi się wydostać, a później pobiegł do opla sprawdzić stan mężczyzny kierującego osobówką. Ja nie mogłem samodzielnie się ruszać, więc nie pomagałem. Z relacji mojego kolegi wynikało, że kierowca jest przytomny, rozmawia logicznie, ale mówił, że nie czuje nóg. Kolega próbował dostać się do pojazdu, ale na siedzeniu z tyłu był duży pies i dlatego zrezygnował z wydobycia tego pana. Później przyjechały służby – relacjonował przed sądem.
Przekroczył prędkość
Na miejscu pojawiła się także córka kierowcy opla. Kobieta przed sądem podkreśliła, że ojciec był przytomny i z nią rozmawiał. Mówił, że nie czuje nóg i był blady, ale był z nim kontakt. - Byłam przy wsadzaniu ojca do helikoptera. Jedną z rzeczy, której świadkami byli ratownicy, było moje pytanie: Tato, czy nie słyszałeś ich? - karetki, która jadąc szybko powinna mieć włączone światła i sygnały dźwiękowe – przypomniała chwilę po zdarzeniu córka mężczyzny. - To było moje pytanie i mówię to z pełną świadomością, bo ktoś może mieć wątpliwości, ale tak spytałam ojca i mój tato powiedział: Nie słyszałem ich.
Według prokuratury oskarżony przekroczył prędkość, chociaż pojazd, którym kierował nie był wówczas uprzywilejowany. W momencie kiedy wyprzedzał opla karetka nie miała włączonych sygnałów dźwiękowych WIĘCEJ. - W wyniku manewru wyprzedzania skręcającego w ulicę Dekarską ze Staroprzygodzkiej samochodu marki opel, doprowadził na lewym pasie do zderzenia obu pojazdów, w wyniku czego kierowca tego drugiego zmarł po przewiezieniu do szpitala – mówiła prokurator Alina Poczta.
„Jechali ratować ludzkie życie”
Obrona 43-latka od początku podkreśla, że kierowca ambulansu zachował wszystkie zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. A co ważniejsze w momencie zdarzenia jechał do osoby chorej, czyli wykonywał swoją pracę i w takiej sytuacji powinien być chroniony. – Pamiętajmy, że karetka jechała po lewej stronie jezdni, a zatem sytuacja, która była, była dla kierowcy karetki zaskoczeniem – wyjaśniał adwokat. – Przecież to, czy miał sygnały dźwiękowe nie miało znaczenia dla tego wypadku, ponieważ pokrzywdzony powinien korzystać z lewego lusterka i widzieć, czy ktoś jedzie za nim. To ratownikom powierzamy życie i zdrowie. To są ludzie, którzy muszą być pod ochroną. Nie może być tak, że boją się nadjeżdżać na skrzyżowanie, boją się jechać, bo w tej konkretnej sytuacji jechali ratować ludzkie życie. Jechali w najwyższym celu, w jakim zostali ustanowieni.
Lawina komentarzy
W sprawie będzie przesłuchanych jeszcze kilkudziesięciu świadków. Samo zdarzenie wywołało lawinę komentarzy. Ofiarą był znany w Ostrowie Wielkopolskim społecznik, a na kierowców pogotowia i sposób ich jazdy spadła lawina krytyki. Dlatego też sami pracownicy pogotowia zabrali wtedy głos WIĘCEJ.
Oskarżonemu grozi 8 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna odpowiada z wolnej stopy. Kilka miesięcy po tragedii odzyskał prawo jazdy i wrócił do pracy.
AW, fot. infostrow.pl
Napisz komentarz
Komentarze