Instalacja składa się z reaktora przypominającego kostkę o wymiarach 20/20/8 i zbiornika wyrównawczego. Urządzenie jest montowane w komorze silnikowej lub bagażniku. Do jego pracy potrzebny jest prąd elektryczny, który pochodzi z alternatora, a cała instalacja załącza się tuż po uruchomieniu samochodu.
- W czasie jazdy urządzenie korzysta z prądu wyprodukowanego przez alternator. Dochodzi do elektrolizy, który rozbija wodę na wodór i tlen. Powstały w ten sposób gaz wystarcza, aby paliwo, które jest tłoczone do silnika było efektywniej spalane – wyjaśnia Damian Michalak, konstruktor urządzenia. – Według testów spalanie jest mniejsze o ok. 30%, silnik jest bardziej dynamiczny. Podłączając auto z tą instalacją na analizatorze spalin, który można znaleźć na stacjach diagnostycznych, zauważymy, że spada nam CO2 do zera.
Damian Michalak z miejscowości Szkurłaty w gminie Żelazków jest absolwentem Politechniki Poznańskiej. Instalację produkuje od 2008 roku. Oczywiście najpierw montował ją we własnych pojazdach. W 2013 zaczął prowadzić działalność, a instalacją zainteresowali się inni użytkownicy samochodów.
- Najnowsze silniki disela są wyposażone w filtry cząstek stałych. Ich żywotność to ok. 100 tysięcy kilometrów a koszt wymiany od 5 tysięcy w górę. W czasie użytkowania zapychają się sadzą. Po założeniu instalacji mają większą żywotność, ponieważ sadze są palone w komorze spalania – mówi Michalak. - W autach osobowych przykładowo w Citroenie Berlingo z silnikiem 1,6 HDI rocznik 2011 zużywa litr wody destylowanej na 3 tyś/km wody, a spalanie spadło z 6 do 4,2 litra.
Instalacja otrzymała kilka nagród. Można ją spotkać w samochodach jeżdżących po polskich drogach, ale też np. w Irlandii czy Norwegii. Do przeciętnej wielkości samochodu kosztuje ok. 700 złotych.
AW, zdjęcia Damian Michalak
Napisz komentarz
Komentarze