W środę 15 lipca po godzinie 12:00, kiedy Maja przebywała na codziennej rehabilitacji, złodzej lub złodzieje przez uchylone okno weszli do jej domu, splądrowali go i skradli pieniądze, które były przeznaczone na komunikator głosowy dla niepełnosprawnej dziewczynki. – Myślę, że to dźwięk otwieranej bramy mógł wystraszyć złodzieja, ponieważ kolczyki czy łańcuszki, które również ukradł, były pogubione po drodze. Wyglądało na to, że się po prostu spieszył, że go wystraszyliśmy swoim powrotem – opowiada pani Aneta, mama Mai.
W pierwszej chwili pomyślała, że to wiatr otworzył okno i zrobił się przeciąg. – Dopiero potem, jak zobaczyłam powyrzucane wszystkie rzeczy w kolejnym pokoju, zorientowałam się, że to jest włamanie. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ktoś w biały dzień może tak po prostu wejść do czyjegoś domu i coś z niego ukraść.
Stracili pieniądze i poczucie bezpieczeństwa
Zginęły przede wszystkim pieniądze. - Były odłożone na komunikator głosowy dla Mai i na łazienkę, ponieważ dostaliśmy dofinansowanie, żeby zrobić dla niej kabinę prysznicową; coraz trudniej Majeczkę jest wyciągnąć z wanny. Na dniach miał ktoś wchodzić i remontować łazienkę, dlatego te pieniądze były w domu. Zbieraliśmy je przez długi czas – załamuje ręce pani Aneta. Włamanie było dla rodziny traumatycznym przeżyciem. – W naszym emocjonalnym życiu pozostał ogromny strach przed tym, czy ktoś tutaj znowu sobie nie wejdzie podczas naszej nieobecności – dodaje mama dziewczynki.
Po przyjęciu zgłoszenia o przestępstwie, do akcji wkroczyli funkcjonariusze policji. Wykorzystano także psa tropiącego, ale na razie bez rezultatów. – W tej chwili wykonujemy czynności zakrojone na szeroką skalę, zmierzające do ustalenia oraz zatrzymania sprawców – mówi podkomisarz Witold Woźniak z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu.
Dobrzy ludzie pomogli, złodziej zabrał wszystko
Gdy Maja przyszła na świat lekarze dawali jej 1% szans na przeżycie. Czterokrotnie jej organizm zaatakowała sepsa, przeszła prawie siedmiogodzinną operację na otwartym sercu, spędziła rok na OIOM-ie noworodkowym. U dziewczynki zdiagnozowano zespół genetyczny Koolen-de Vries; 5-latka wymaga stałej, systematycznej rehabilitacji, nie siedzi samodzielnie, nie chodzi.
Takich dzieci jak Maja jest w Polsce zaledwie kilkoro. Dziewczynka jest pod stałą opieką: kardiologa, neurologa, okulisty, laryngologa, ortopedy i całego sztabu rehabilitantów. Jedyną szansą dla niej na lepsze życie jest przeszczep komórek macierzystych w klinice w Bangkoku. Zbiórka na ten cel prowadzona jest na portalu siepomaga.pl.
To, co potrzebne jest Mai w tej chwili, to komunikator wart około 11 tysięcy złotych. Pieniądze odłożone na to urządzenie zostały skradzione. - W tej zbiórce pomagało nam naprawdę wiele osób, a ktoś po prostu z dnia na dzień sobie tu przyszedł i to wszystko zabrał – mówi ze łzami w oczach pani Aneta. - A my nie możemy się zatrzymać, zwłaszcza że Majka walczy, więc my też musimy powalczyć dla niej.
KB, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze