Cała akcja trwała 40 sekund. W tym czasie kaliszanie wymienili jedenaście podań. Kibice już zaczęli się niecierpliwić, bo upływała ostatnia z czterech doliczonych minut. Ale podopieczni Ryszarda Wieczorka nie dali się ponieść emocjom i ze spokojem robili swoje. Tak jakby byli pozbawieni układu nerwowego, a scenariusz tej ostatniej akcji mieli przygotowany jeszcze przed meczem. Arbiter już był gotowy do zakończenia spotkania, ale wtedy piłkę w pole karne gości posłał Adrian Łuszkiewicz. Nie sięgnął jej doświadczony Deleu, ale to nie on był jej adresatem, a wybiegający zza jego pleców Tomasz Hołota. Debiutujący w KKS-ie pomocnik kontrująco uderzył futbolówkę głową. Strzegący bramki gości Adrian Olszewski wyciągnął się jak struna, ale strzał był na tyle precyzyjny, że nie dał rady go obronić. Piłka znalazła się w siatce, sędzia momentalnie wskazał na środek boiska i jednocześnie zakończył zawody. A w rogu boiska i na trybunach wybuchła eksplozja radości. Do cieszących się piłkarzy sprintem ruszyli obecni na ławce. Takiej euforii na murawie stadionu przy Łódzkiej dawno już nie było!
A wcale ten wieczór nie musiał być tak szczęśliwy, bo już w ósmej minucie uchodząca za faworyta drużyna z Bytowa objęła prowadzenie. Do siatki gospodarzy, po centrze Pawła Zawistowskiego z kornera, celnie główkował Oskar Sikorski. To KKS miał jednak inicjatywę i stłamsił rywali, ale do przerwy gola nie zdobył. Brakowało albo skuteczności, albo ostatniego podania. W drugiej połowie trener Wieczorek posłał więc do boju rezerwowych. I trzeba przyznać, że – nie po raz pierwszy – miał nosa do zmian. Zanim bowiem gola zdobył wspomniany Hołota, dla którego był to pierwszy ligowy występ od blisko trzech miesięcy, receptę na pokonanie golkipera Bytovii znalazł także wprowadzony po przerwie Sebastian Kaczyński. Zrobił to w swoim stylu, czyli precyzyjnie uderzając z rzutu wolnego, który zresztą sam wywalczył. Sporo ożywienia w poczynania niebiesko-biało-zielonych wniósł też Robert Tunkiewicz. Tak wyrównanej kadry, w której zmiennicy utrzymują, a nawet podnoszą jakość gry, szkoleniowcowi kaliskiego beniaminka może zazdrościć nie jeden trener.
Gdyby KKS nie pokonał Bytovii, to z pewnością odczuwałby niedosyt. Nad przeciwnikiem miał wręcz miażdżącą przewagę, co uwidoczniły statystyki. Nie tylko posiadania piłki, ale także ilości sytuacji bramkowych. Goście w pierwszej połowie tylko trzykrotnie zapędzili się pod pole karne miejscowych, po przerwie zaś parę razy ruszyli z kontrami, ale zaledwie jedna z nich mogła realnie przynieść im wymierny skutek. Mowa o tej z 50. minuty, gdy fatalnie chybił czołowy strzelec przyjezdnych Piotr Giel. Zdecydowanie więcej działo się na tej połowie boiska, na której Bytovia broniła. Wystarczy wspomnieć o najlepszych okazjach przy stanie 1:1. W 72. minucie w poprzeczkę główkował Mateusz Gawlik, który był jednym z cichych bohaterów spotkania, bo to on po profesorsku kasował ofensywne wypady rywali. Osiem minut później, po błędzie Holendra Harisa Memicia, sytuacji sam na sam nie wykorzystał Kaczyński, choć kibice już widzieli piłkę w siatce. Podobnie jak w 90. minucie, gdy Tomasz Hołota, przyjęciem futbolówki, zwiódł obrońcę z Bytowa, po czym po jego mocnym strzale w długi róg kapitalnie interweniował Olszewski. Szansę na dobitkę miał jeszcze Mateusz Majewski, lecz uderzył nieczysto i zarazem niecelnie.
Michał Sobczak
***
KKS Kalisz – Bytovia Bytów 2:1 (0:1)
Sebastian Kaczyński 67, Tomasz Hołota 90+5 – Oskar Sikorski 8
Żółte kartki: Bielawski, Sikorski (Bytovia)
Sędziowali: Marcin Kochanek (Opole) oraz Łukasz Sobiło (Legnica) i Michał Gogolewski (Gorzów Wlkp.)
Widzów: 700
KKS: Krakowiak – Waleńcik, Gawlik, Mączyński – N. Zawistowski (82 M. Zawistowski), Łuszkiewicz, Borecki (60 Tunkiewicz), Radzewicz (82 Majewski) – Hiszpański (60 Kaczyński), Maćczak (70 Hołota), Chojnowski
Bytovia: Olszewski – Deleu, Dymerski, Memić, Bielawski (85 Urban) – Lizakowski, P. Zawistowski, Sikorski, Ryś (72 Wrzesień), Bach (69 Camargo) – Giel
Napisz komentarz
Komentarze