Pierwszą wystawę towarzyszącą rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Dachau zorganizowano w 2018 roku. Wtedy uczestnicy nabożeństwa dziękczynnego mogli przyjrzeć się zdjęciom dokumentującym pierwszą pielgrzymkę ocalałych kapłanów do św. Józefa Kaliskiego WIĘCEJ.
Tematem tegorocznej są Kapłani – Męczennicy II wojny światowej. Dzień wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Dachau od 2005 roku obchodzony jest jako Dzień Męczeństwa Duchowieństwa Polskiego. W czasie modlitwy kapłani z całego kraju zawierzają się św. Józefowi, jak zrobili to więzieni w niemieckim obozie księża.
Zawierzyli swoje życie św. Józefowi
W Dachau więziono przede wszystkim duchownych. W sumie 4 tysiące kapłanów. W większości z Polski, ale byli też przedstawiciele innych krajów oraz religii. Ocalało 800 osób, które swoje życie zawierzyły św. Józefowi. Wiedząc, że zbliżają się alianci, a Niemcy zamierzają dokonać zagłady ludzi uwięzionych w obozie, zaczęli odmawiać nowennę do świętego. Modląc się przysięgli, że jeśli dotrwają wyzwolenia będą pielgrzymować przed jego oblicze w Kaliszu.
Nowennę odmawiali przez 9 dni. Akt zawierzenia powtórzyli 22 kwietnia 1945 roku i cierpliwie czekali na cud.
Cud nastąpił
Księża zostali uwolnieni przez wojska amerykańskie dowodzone przez generała Pattona Zaledwie na 4 godziny przed planowanym zrównaniem obozu z ziemią. Był 29 kwietnia 1945 roku. Trzy lata później pół tysiąca ocalałych księży przyjechało do Kalisza dziękować św. Józefowi. Ostatni z ocalałych modlił się w naszym mieście i dawał świadectwo swojej wiary w moc kaliskiego świętego w 2010 roku.
Jednym z ocalałych był ksiądz Leon Stępniak, który w przejmujący sposób mówił o pobycie w Dachau i wierze, jaka towarzyszyła więzionym tam osobom oraz testamencie, jaki ma do wypełnienia za ocalenie życia przez św. Józefa.
Ostatni ocalały
Ostatnim żyjącym ocalałym, który do końca odwiedzał Kalisz w rocznicę wyzwolenia obozu, był ks. Leon Stępniak. Tamten czas wspominał tak:
Trafiłem tam zaledwie kilka miesięcy po przyjęciu przeze mnie święceń kapłańskich, 3 czerwca 1939 roku. Zacząłem posługę kapłańską w Kłębowie, powiat wolsztyński. 27 stycznia, to był bardzo mroźny poranek, szykowałem się do odprawienia mysz św. Wtedy do wikariatu wtargnęło dwóch niemieckich policjantów z imiennym nakazem aresztowania. Najprawdopodobniej podejrzewali mnie o współpracę z podziemiem.
Ten dokument ks. Leon Stępniak jako jeden z nielicznych zachował. Z bagażem w ręku, który pozwolono mu zabrać stawił się w Urzędzie Policji w Wolsztynie. Kilka dni później trafił do klasztoru Benedyktynów w Lubiniu, który przekształcono na areszt. Był najmłodszy spośród kilkudziesięciu przebywających tam duchownych. Tam uczył się niemieckiego, który później już w Dachau okazał się bardzo przydatny.
Hitler zbudował obóz w Dachau w latach 30., by niszczyć tam swych wrogów. 2 sierpnia razem ze 15 innymi duchownymi wywieziono mnie do kamieniołomów w Gusen. Pracowaliśmy po 12 godzin. Warunków nie da się opisać słowami - wspominał ks. Leon Stępniak. - Człowiek w obozie jest numerem, który dopóki pracuje i ma siłę jest narzędziem do morderczej pracy. Jeśli nie - umiera. Mnie udało się przeżyć. Dlaczego? To jest dla mnie zagadka życia. Każdy dzień powierzaliśmy Bogu i świętemu Józefowi. Byłem tym, który ocalał, któremu modlitwa pozwoliła przetrwać fizyczne i psychiczne wycieńczenie.
Wielu się nie udało, bo warunki w obozie były dramatyczne.
Zimno, epidemie tyfusu brzusznego i plamistego, gruźlica, a do tego wszy. Słabsi i chorzy więźniowie, którzy nie byli w stanie dostosować się do panującego reżimu byli dotkliwie bici. Często nie przeżywali. Nie przypuszczałem, że spotkam się tam z tak wyrafinowanym okrucieństwem i zezwierzęceniem. Z jednej strony ich brutalizm, z drugiej niesamowity porządek. Łóżka musiały być ścielone według określonego sposobu. Rzeczy osobiste, naczynia ułożone według listy. Kto się nie dostosował, był bity, poniżany. Każdy z duchownych, którzy w KL Dachau byli, który przeżył i któremu nie dane było doczekać dnia wolności to oddzielna, smutna i zarazem niewiarygodna historia. Może trudno w to uwierzyć, ale modlić się tak jak wtedy to ja już nawet teraz nie potrafię, z taką gorącą ufnością do Boga. Może dlatego, że w zderzeniu z obozową rzeczywistością jakże niezwykle przejmująco brzmiały dzwony z pobliskiego kościoła wzywającego w niedzielę wiernych na Anioł Pański.
Więcej wspomnień znajduje się tutaj. Ksiądz Leon Stępniak zmarł w 6 kwietnia 2013 roku.
W podziemiach Sanktuarium św. Józefa znajduje się Kaplica Męczeństwa i Wdzięczności utworzona w 1970 roku z inicjatywy ocalałych księży.
AW, zdjęcia archiwum
Napisz komentarz
Komentarze