Styczeń. Straż Miejska Kalisza odnajduje trzy skradzione pokrywy od kanalizacji. Prawdopodobnie sprawca nie mógł ich sprzedać, dlatego porzucił je w Parku nad Krępicą. Marzec. 31-letni mieszkaniec Kalisza z budynku Starostwa Powiatowego kradnie miedziane parapety i sprzedaje za grosze. Kwiecień. Mężczyzna w centrum miasta, w biały dzień wynosi z prywatnej działki kilkumetrową metalową belkę. Nie przeszkadzają mu ani przechodnie, ani patrol straży miejskiej, który wszystko filmuje.
To tylko wybrane przypadki kradzieży złomu i elementów metalowych. Policja i strażnicy podobnych zgłoszeń mają każdego miesiąca około 20. Zdaniem funkcjonariuszy złodzieje są coraz zuchwalsi, a ich łupy coraz cenniejsze - Fantazje osób, które dokonują kradzieży złomu są różne. Ja w swojej pracy spotkałam się z kradzieżą na przykład dużej bramy. Złodzieje wpadli na gorącym uczynku, gdy próbowali sprzedać ją w pobliskim skupie złomu- wspomina Agata Dybioch ze Straży Miejskiej Kalisza.
Kradzieże metalu zdaniem mundurowych to nie tylko straty finansowe właściciela. W przypadku bardzo częstych kradzieży pokryw kanalizacyjnych to również zagrożenie zdrowia i życia przechodniów czy kierowców. W ubiegłym roku w Kaliszu skradziono 8 wpustów deszczowych i 2 włazy kanalizacyjne. W tym roku z ulic zginęły już 2 wpusty i 1 żeliwny właz. PWiK szacuje straty na niemal 5 tys. zł.
Złomiarze dali się we znaki również Pawłowi Haładynowi. Szukali łatwego łupu w jego magazynie budowlanym. Dopiero instalacja monitoringu i objęcie terenu ochroną skutecznie odstraszyło zbieraczy. Jak mówi przedsiębiorca, straty dokonywane przez złodziei złomu są o wiele wyższe niż zyski złomiarzy. - Gdyby ukradli mi na przykład betoniarkę, to taki sprzęt ma wartość kiedy pracuje, a oni mogą go sprzedać za przysłowiową butelkę wódki, albo za mały ułamek jej ceny - mówi Paweł Haładyn ze składu budowlanego Terbud.
Mniej lub bardziej wartościowe łupy trafiają na skupy złomu. Zdzisław Olszewski przyznaje, że ostatnio coraz częściej ma do czynienia z podejrzanymi kontrahentami. - Ludzie różne towary przynoszą. Miedź, mosiądz, brąz. Jak metal pochodzi z podejrzanego źródła, to go po prostu nie kupujemy. W dodatku każdego sprzedającego spisujemy z dowodu. Po każdej transakcji jest ślad w papierach - wyjaśnia Zdzisław Olszewski, współwłaściciel skupu złomu.
Taka notatka w skupie jest już twardym dowodem ewentualnej kradzieży. Ryzyko wpadki nie odstrasza jednak zbieraczy złomu. Dlaczego? Pan Mieczysław, który chce pozostać anonimowy, od roku zajmuje się zbieraniem złomu. Zaznacza jednak, że nie kradnie, a zbiera to co porzucone i nikomu niepotrzebne, ale dobrze rozumie zdesperowanych kolegów po fachu, którzy dla kilku kilogramów metalu ryzykują więzieniem. – No cóż, ludzie potrzebują pieniędzy i kombinują na różne sposoby. Jedni zbierają puszki po śmietnikach, za które można zarobić od kilku do kilkudziesięciu złotych dziennie, a inni chcą szybciej się dorobić i szukają czegoś większego, cięższego, co można drogo sprzedać. Jedni wpadną, inni nie. Każdy jakoś ryzykuje - mówi pan Mieczysław.
Ryzyko ewentualnej wpadki ze skradzionym złomem będzie teraz większe, bo straż miejska zapowiada wzmożone patrole miejsc odwiedzanych przez zbieraczy złomu i kontrole w skupach metalu. Za taką kradzież grozi kara od mandatu aż do 10 lat pozbawienia wolności.
Marcin Spętany. fot. autor, SMK
Napisz komentarz
Komentarze