Najgorsze, jak mówi, jest zakładanie rano zimnych spodni. Później rozgrzewa się zielona herbatą, skromnym śniadaniem i ćwiczeniami fizycznymi. To już trzeci sezon Marcina Kościelaka na Gubałówce. - W tym miejscu jestem tak długo, dopóki jestem potrzebny, czyli w zasadzie tak długo jak czuję, że powinienem być.
Lato – jak zdradza „Gazecie Wyborczej” - spędza w Kazimierzu Dolnym, gdzie kursuje między lasem a rynkiem. Wcześniej zimą i wiosną prowadził darmowe lekcje jogi w Kaliszu, gdzie studiował wychowanie plastyczne w filii Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Ma tu kawalerkę, w której pomieszkuje tylko czasem - głównie się przepakowuje. Od 15 lat utrzymuje się z rysowania portretów. - Wierzę mocno w to, że za pomocą portretu można człowieka uzdrowić, wskrzesić go do życia duchowego – mówi 39-latek.
Żyjąc w namiocie, może bez reszty poświęcić się rysowaniu. A rysuje każdego dnia – do 6 portretów dziennie. To dla niego także forma medytacji. - Trzeba wejść w stan spokoju, na co wpływa całokształt życia. Medytacja, ćwiczenia, dieta. Do 15 jem same lekkostrawne rzeczy, które nie obciążają żołądka. Cała krew i zawarty w niej tlen są dostępne dla procesów mentalnych. Mogę wejść na wysoki stan percepcji, dzięki czemu rysunek jest dokładny – mówi dla „Gazety”.
Praktykuje też jogę i studiuje słowa Chrystusa. - Każdy dzień staram się poświęcić Bogu. Czasami poszczę i to również pomaga w rysowaniu – dodaje Marcin Kościelak.
Cały artykuł Marii Hawranek i Szymona Opryszka można przeczytać TUTAJ
MIK, fot. zrzut z ekranu, wideo: „Gazeta Wyborcza” Kraków
Napisz komentarz
Komentarze