Swoimi wątpliwościami radni podzielili się z mediami na poniedziałkowej konferencji prasowej. Niepokoi ich m.in. cisza w sprawie budżetu obywatelskiego; żadne z 13 zadań, które w ubiegłym roku wybrali w głosowaniu powszechnym kaliszanie, nie zostało jeszcze zrealizowane. Ponadto jest już najwyższy czas, by opracowywać zasady funduszu obywatelskiego na 2016 rok, a nikt się tym tematem nie zajmuje. - Myślę, że trzeba zaapelować do pana prezydenta, bo to był też jeden z głównych wątków jego kampanii wyborczej: partycypacja społeczna, te wszystkie elementy otwierające miasto na mieszkańców. Panie prezydencie, jesteśmy w połowie kwietnia, a nie znamy zasad kolejnego budżetu obywatelskiego, także prosimy nie chować głowy w piasek – mówił radny Platformy, Sławomir Chrzanowski.
Opozycja podniosła także temat inicjatywy uchwałodawczej. Przypomnijmy, projekt klubu radnych PO w tym zakresie zakłada, że 200 podpisów kaliszan wystarczy, by pomysłem obywateli zajęła się Rada Miejska. Koalicja rządząca chce jednak, by liczbę podpisów zwiększyć do 1000.- Ja nie rozumiem dlaczego. Przecież przed wyborami obecny prezydent Sapiński, notabene mój bardzo dobry kolega, nosił na sztandarach wyborczych hasła o partycypacji społecznej, obywatelskości. Obiecywał, że jeżeli wygra wybory prezydenckie, to będzie pro obywatelski. Dlatego ja się zastanawiam, czy podwyższenia progu z 200 do 1000 podpisów jest pro obywatelskie? – pytał Eskan Darwich (na zdj.).
Radny jest także przekonany, że projekt PO dotyczący obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej jest prostszy i lepszy od projektu koalicji. - Projekt Wspólnego Kalisza, SLD i PiS zakłada, że 1000 osób ma wybrać dwuosobową delegację, która uda się z projektem uchwały do przewodniczącego Rady Miejskiej. Ten z kolei przekazuje go prezydentowi. Włodarz miasta poddaje projekt weryfikacji poprzez konsultacje z poszczególnymi wydziałami, jak np. wydział prawny czy skarbnik miasta i ci urzędnicy mogą całość projektu wraz z podpisami wyrzucić do kosza, jeżeli nie będzie on spełniał warunków formalno-prawnych. To jest moim zdaniem nieposzanowanie ludzkiej pracy i brak odpowiedzialności za odrzucenie projektu – mówił Eskan Darwich. - W naszych założeniach wygląda to tak, że urzędnicy mają tylko opiniować projekt, a każdy taki dokument trafia do Rady Miejskiej. Najpierw zbiera się 3-osobowy komitet (przedstawiciele 200 kaliszan), który opracuje projekt i skieruje go do przewodniczącego Rady Miejskiej. Ten z kolei przekazuje go do prezydenta, on sprawdza czy jest zgodny z prawem. Dokument wraca do komitetu, który dopiero później zbiera pod nim podpisy – przekonywał radny.
Agnieszka Gierz, RED, fot. AG
Napisz komentarz
Komentarze