Tegoroczne dyktando pn. ,,Dzień z życia studenta” przysporzyło uczestnikom wiele problemów. Ale nie mogło być inaczej, ponieważ stawką było Złote Pióro Prezydenta Miasta Kalisza. Tekst odczytał wybitny kaliski aktor – Wojciech Masacz, a za samą treść odpowiedzialny był - Juliusz Kowalczyk – pracownik Kancelarii Prezydenta. Zwycięzcą tegorocznego Kaliskiego Dyktanda został Marcin Galant, który nie zrobił ani jednego błędu ortograficznego. Jakie są jego wrażenia?
- Bardzo pozytywne, uważam, że było to do napisania. Przygotowuje się na bieżąco praktycznie, bo oglądam prof. Miodka i jego program: Słownik polsko@polski – opowiada nam Marcin Galant
Marcin Galant na co dzień jest pracownikiem Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Adama Asnyka w Kaliszu. Próbował on już swoich sił w zeszłym roku, ale nie udało mu się wtedy zwyciężyć. Czy poziom obu dyktand sporo się różniła?
- Tekst był bardzo związany z Kaliszem, było trochę słów, które mogły sprawić niektórym osobom problemy, ale myślę, że jak ktoś się interesuje tymi zasadami to nawet, jeśli były tam trudne słowa składające się z wielu członów to nie powinien mieć problemów. Ale ja wiedziałem, kiedy razem pisać słowa, a kiedy osobno – komentuje Marcin Galant, zwycięzca II Kaliskiego Dyktanda
A czy było słowo, przy którym tegoroczny kaliski mistrz ortografii musiał się przez chwilę zastanowić?
- Najwięcej zastanawiałem się przy Kolumbach. Czy to jednak potraktować jako nazwę, czy jako słowo takie bardziej pospolite, ale wybrałem jednak opcję z dużą literą, bo to jednak nazwa i się nie myliłem - kwituje Marcin Galant
Ale nie tylko on uważa, że tegoroczne dyktando napisane przez Juliusza Kowalczyka – pracownika Kancelarii Prezydenta było trudne.
- Bardzo trudny tekst, powiem szczerze nie pamiętam tego zeszłorocznego, ale ten był wyjątkowo trudny, ale fajny, bo o Kaliszu. Jest to dobra okazja, aby przypomnieć sobie polski język, który jest trudnym językiem. My teraz korzystamy z jego głównie pewnie w telefonach i komputerach, gdzie trochę jest to łatwiej, a kiedy przychodzi się zmierzyć z takim tekstem, mając tylko przy sobie kartkę i długopis to wtedy można rzeczywiście zwątpić, jak się pisze nawet te najkrótsze wyrazy - mówi nam Prezydent Kalisza, Krystian Kinastowski
W dyktandzie, podobnie jak w zeszłym roku, wzięli udział przedstawiciele różnych instytucji i grup społecznych, przedstawicielki Rady Kobiet, Rady Seniorów, sportowcy. Dzisiejsze zmagania z ortografią były też okazją do podsumowania i wręczenia nagród laureatom II Międzyszkolnego Konkursu Ortograficznego Szkół Podstawowych Miasta Kalisza „Złote Pióro”.
- No właśnie trochę się bałam, że źle mi pójdzie, ale też coś czułam, że po prostu wiem, jak napisać większość słów i jak w domu sprawdzałam niektóre to okazało się, że dobrze je pisałam. Ale jednak nie spodziewałam się wyższego wyniku jak trzecie miejsce, więc tym bardziej cieszę się z miejsca drugiego - mówi nam Antonina Kryszak – Laureatka 2. miejsca w Międzyszkolnym Konkursie Ortograficznym Szkół Podstawowych w Kaliszu
Organizatorami Kaliskiego Dyktanda byli: Zespół Szkolno-Przedszkolny nr 3 w Kaliszu, Wydział Edukacji Urzędu Miasta Kalisza oraz Kancelaria Prezydenta Miasta.
Treść Dyktanda Kaliskiego 2023:
„Dzień z życia studenta”
Hermogenes Wiśniewski nienawidził swojego imienia. Nie raz, nie dwa musiał je literować przedstawiając się, nieraz także tłumaczyć, że naprawdę jest Polakiem. Ale nie to było naówczas jego największym problemem, boby było zbyt pięknie. Dopiero razem z około sześćdziesięcioosobową bracią studencką skończył pisać najtrudniejsze kolokwium wszech czasów ze znajomości środków stylistycznych. Okamgnienie wystarczyło, żeby z twarzy mniej więcej ponaddziewięćdziesięcioprocentowej części grupy żaków i żaczek wyczytać, że ponadpółtoragodzinne zmagania zakończyły się fiaskiem. Oblicza pozostałych wyrażały nasamprzód rezygnację. Bo o ile przygotowani byli na onomatopeje czy epitety, to synekdocha i metonimia zbiły ich z tropu, a wyrzutnia znokautowała.
Wiśniewski opuszczał gmach kaliskiego Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego poznańskiego UAM-u w nie najlepszym humorze. Chwilę później jego nastrój obniżył się jeszcze bardziej. Poślizgnąwszy się na mokrej podłodze, nie złapawszy równowagi, upadł na twardą, lastrikową posadzkę. „Na gacie Merlina” – zaklął w stylu powieści o Harrym Potterze, wszak potteromaniakiem był od dziecka. Na gorsze wulgaryzmy sobie nie pozwalał. Nie był toż huncwotem i urwipołciem. Przed oczami miał jeszcze gwiazdy i całą feerię barw. Częściowo był to wynik małego guza na głowie, częściowo stojącej tuż obok wystawy prac młodych plastyków, które przedstawiały aktorów i aktorki z pokolenia Kolumbów.
Hermogenes wstał, otrzepał się i kręcąc głową zrobił szybki rekonesans szczęśliwie nieobitego szczególnie mocno ciała. Zostawiając za plecami uczelnię, chyżo ruszył w stronę dworca PKP. Mijając dwie urodziwe studentki Uniwersytetu Kaliskiego, przeszedł przez blokowisko zwane przez autochtonów kircholem i zagłębił się w osiedle Czaszki. Obie nazwy wywodzą się od cmentarza kaliskich żydów, założonego nieopodal kilka wieków temu. Wiśniewski jednak nie miał pojęcia o historii kaliskich starozakonnych.
Podobnie jak o walorach architektonicznych mijanego kościoła pod wezwaniem Miłosierdzia Bożego. Świątynia nie ma żadnych filarów ani podpór, co zawdzięcza idealnemu kształtowi hiperboloidy parabolicznej. Sam portal wzniesiono jako membranę dwukrzywiznową, rozpiętą na dwóch łukach parabolicznych. Dominantą ołtarza jest dziewięciometrowej wysokości mozaikowa postać Chrystusa. Stanowi ona kontaminację koncepcji Pantokratora, sędziego i władcy wszechświata, z wizerunkiem z obrazu zatytułowanego „Jezu, ufam Tobie”. Niedawno świątynię wpisano do rejestru zabytków. Dla parafian stanowi to powód do dumy, dla całej instytucji Kościoła rzymskokatolickiego zapewne wydatki.
Hermogenes wiedział natomiast doskonale, że jego mama Noemi ma dziś imieniny. Wszedł do kwiaciarni przy dworcu. Jego uwagę przykuły dwu- i trzypędowe orchidee, ale dla studenta polonistyki okazały się ponadbudżetowe. Jasnoróżowe i herbaciano-białe róże były piękne, ale niemrozoodporne. Wybór padł na pachnącego intensywnie, bladofioletowego hiacynta. Teraz szybko do kasy, BLIK i biegiem na pociąg. Na peron Hermogenes wpadł równo z szynobusem, którym dojedzie do Odolanowa. Za kilkadziesiąt minut będzie w domu.
Napisz komentarz
Komentarze