Zapach dobiegający z mieszkania na czwartym piętrze czuć już na klatce schodowej, ale odór, który wydobywa się z niego po otwarciu drzwi jest nie do wytrzymania. Jak mówią przedstawiciele Kaliskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej, którzy udali się z nami do pani Marii, ta zazwyczaj nie otwiera im drzwi. Nie wpuszcza też inspektorów Sanepidu i innych interweniujących służb. Mieszkanie jest niewietrzone i zawalone resztkami jedzenia, które jak mówią sąsiedzi, starszej pani przynoszą mieszkańcy innych bloków. W wannie zalega ziarno. Nam udało się zobaczyć, jak mieszka kobieta. - Gdybyście się tak wszystkimi zajmowali jak mną, to by było dobrze – powiedziała pani Maria na powitanie.
Lepik na robaki u jednego z sąsiadów pani Marii
Na kilka godzin przed naszą wizytą do mieszkania udało się wejść także pracownikowi Spółdzielni, który lokal uporządkował. Na tyle, na ile mógł. Oprócz resztek jedzenia, mężczyzna usunął też kilka mysich gniazd, w których znajdowały się małe gryzonie. Zniknęło też ziarno, które kobieta przechowuje w wannie. To jednak nadal można znaleźć na parapecie. Na podłodze leżą porozrzucane po kątach okruszki chleba. Kolejne sprzątanie zaplanowane jest na wtorkowe popołudnie. W obecności krewnego kobiety, która od lata mieszka sama. - Mamy zaplanowaną dezynsekcję i deratyzację. Musimy się tych gryzoni pozbyć - mówi Włodzimierz Karpała, prezes Kaliskie Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej. – Myszy gryzą, ale i roznoszą różne choroby, dlatego musimy je wytępić przede wszystkim w tym mieszkaniu. Tu jest ognisko zapalne.
Pani Maria uważa, że nic złego nie robi i sama świetnie daje sobie radę. Jednak pokazując „wysprzątaną” kuchnię, dodaje.: - Jeszcze muszę lodówkę odsunąć, bo za nią mieszkają myszy.
W całym mieszkaniu kobiety zalegają resztki jedzenia, którymi karmią się myszy
Mieszkają w stworzonym dla nich królestwie na czwartym piętrze bloku, ale często odwiedzają też inne mieszkania. Jedni z sąsiadów pani Marii, którzy od kilku miesięcy proszą o rozwiązanie problemu, potwierdzają, że w bloku można znaleźć trutkę na gryzonie. Jednak ta rozkładana jest w piwnicy i na klatce, a tam ani myszy, ani szczurów nie ma. Gryzonie omijają niebezpieczne dla siebie rewiry. - Ostatnio mysz była koło łóżeczka, w szufladzie, gdzie trzymam ciuszki dla dziecka i za naszym łóżkiem, na którym śpimy. Boję się wsadzić dziecko do łóżeczka, dlatego śpi z nami – mówi jedna z mieszkanek bloku.
Problemu nie widzi jednak Miejski Ośrodek Opieki Społecznej, którego pracownicy ponoć byli u pani Marii i w piśmie do Spółdzielni stwierdzili, że mieszkanie nie było zaniedbane. Trudno w to uwierzyć. W ocenie Spółdzielni kobieta wymaga całodobowej opieki. - Znaleźliśmy kontakt z krewnymi lokatorki i ci mają jej załatwić umieszczenie w ośrodku – mówi Włodzimierz Karpała, prezes Spółdzielni. A bezradność tłumaczy przepisami. – Nie możemy wejść do tego mieszkania, a jeśli lokatorka nas nie wpuści nie możemy go posprzątać. Pani powinna zadać pytanie, czemu w tym kraju są głupie przepisy? I tak robimy więcej niż mamy w zakresie naszych obowiązków – twierdzi Włodzimierz Karpała.
Łapka na myszy za dziecięcym łóżeczkiem w jednym z sąsiadnich mieszkań
Skutek tych działań, w ocenie sąsiadów pani Marii, nie jest jednak zadowalający. - Mamy prusaki, karaluchy i innego rodzaju robaki, a w tym roku pojawiły się myszy – wylicza jedna z lokatorek, która nie chce ujawnić twarzy i nazwiska. - W maju złapaliśmy 8 myszy na łapkę. Czerwiec się dopiero zaczął, więc zobaczymy, ile będziemy mieli w tym miesiącu. Mamy pełno okruszków i ziaren na parapetach i balkonie, bo pani Maria nie tylko wynosi jedzenie przed blok, ale i wysypuje je przez okno. Każde pranie jest zabrudzone.
Sprawa kobiety znana jest także kaliskiej straży miejskiej, Powiatowemu Inspektorowi Weterynarii i Sanepidowi. Jak mówi Andrzej Wojtyła, szef inspekcji sanitarnej nikt nic nie może zrobić. - Spółdzielnia dokonuje dezynsekcji i deratyzacji. Na klatce jest czysto, nie ma zagrożenia epidemiologicznego. Nie możemy więc wejść do mieszkania tej pani. Być może w tym momencie największe uprawnienia ma Towarzystwo Przyjaciół Opieki nad Zwierzętami. Kobieta ma psa, który najprawdopodobniej jest przekarmiony i oni mogą podjąć interwencję - uważa.
Starsza pani nie jest świadoma, jakie duże stwarza zagrożenie. A służby bezradnie rozkładają ręce
I tak każdy odsuwa od siebie ten problem, zamiast może wspólnie postarać się pomóc kobiecie, która nie tylko dla innych, ale i siebie samej jest zagrożeniem.
AW, zdjęcia autor, lokatorzy bloku przy ul. Podmiejskiej
Napisz komentarz
Komentarze