Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Był bezdomny niemal ćwierć wieku. Kaliszanie ruszyli mu z pomocą!

Historia pana Jana, który po 23 lat bycia bezdomnym zamieszkał w końcu we własnym mieszkaniu poruszyła czytelników portalu faktykaliskie.pl. Wiele osób przekazywało pozdrowienia, kilka zaoferowało swoją pomoc w remontowaniu czterech kątów. Pan Moraczyński był nie tylko tym zaskoczony, ale i wzruszony. - Nie wierzę, że moje marzenia się spełniają - mówi. 
Był bezdomny niemal ćwierć wieku. Kaliszanie ruszyli mu z pomocą!

Pan Jan Moraczyński drugie życie rozpoczął w wieku 64 lat. Po 23 latach bezdomności otrzymał wymarzone mieszkanie, które własnymi rękami wyremontował. W urządzeniu się pomogło mu kaliskie Towarzystwo Brata Alberta, w którym spędził 3 ostatnie lata. Przez ten czas każdego dnia udowadniał, że zasługuje na szacunek.

Jego historia tak poruszyła czytelników portalu faktykaliskie.pl, że kilka osób zaoferowało mu swoje wsparcie. - Chciałabym pomóc panu Janowi. Dlaczego? Do niedawna żyli moi pradziadkowie, kaliszanie 93 i 94 lata, wspaniali ludzie. Przez całe życie mnie wspierali i to oni nauczyli mnie od dziecka szacunku dla starszych ludzi i tych, którym w życiu się nie ułożyło. Pomagali każdemu jak mogli, a teraz ja staram się pomagać – napisała do nas Edyta.

- Poruszyła mnie ta historia, jest w niej coś motywującego, coś co sprawia że człowiek wierzy, że każde marzenie może się spełnić.  Jest mi też trochę wstyd za moje miasto, że pozwoliło, żeby niepijący, uczciwie zarabiający na życie człowiek czekał 23 lata na własne cztery kąty, żeby wreszcie nie musiał o sobie mówić, że jest bezdomny. Chcę mu pomóc spełnić jego marzenia jakim jest chociażby pomalowania mieszkania. Dla przeciętnego Kowalskiego to błaha sprawa, ale dla niego kolejne marzenie. Będzie dla mnie przyjemnością pomoc mu w jakikolwiek sposób i oczywiście jeśli będzie tej pomocy chciał – napisała Marta Walczykiewicz.

O to, czy przyjmie taką pomoc zapytaliśmy pana Jana. Po przeczytaniu komentarzy na facebooku i maili nie ukrywał wzruszenia. Zapewnił, że każdą pomoc czy wizytę przyjmie z wielką radością. - Moje marzenia się spełniły, mam dom. Kiedy pierwszy raz usiadłem przy tym stole płakałem ze szczęścia, a teraz jeszcze to. Przyda się farba, pomaluję pokój i kuchnię – powiedział – ale niech pani powie, że każdy może przyjść do mnie, zawsze się cieszę jak jest się do kogo odezwać, z kimś porozmawiać, dni tak szybko mijają. A jak jest z kim porozmawiać to jest na co czekać i z czego się cieszyć.

Z osobami, które zaoferowały pomoc skontaktujemy się, ponieważ jeśli każdy kupi farbę to panu Janowi starczy ona na kilka remontów. Każdy, kto chciałby pomóc może to uczynić także dla pozostałych, którzy pozostali w schronisku św. Brata Alberta. Obecnie przebywa tam 42 mężczyzn, większość pracuje dorywczo. Zarabiają jednak tak mało, że nie stać ich na normalne życie. Nie poddają się jednak. O budynku przy Warszawskiej mówią ,,dom’’, a o kolegach z pokoju ,,rodzina’’. Innej nie mają. Pomimo swoich doświadczeń ciągle mają jednak… nadzieję. Na to, że zasługują na godne życie i na to, że ich los nie jest obojętny tym, którzy ich mijają.

W ciągu ostatnich lat mieszkanie z miejskich zasobów otrzymało łącznie 8 mężczyzn. Wszyscy oni pracują i walczą praktycznie każdego dnia o normalność. Wielu pokonało nałóg. Trzeźwość to pierwsza zasada obowiązująca w Schronisku. Mieszkańcy jej przestrzegają, bo nie chcą stracić tego ostatniego miejsca, w którym mogą poczuć się jak w domu. W walce z nałogiem pomagają im lekarze, psycholodzy i ci, którzy sami kiedyś borykali się z uzależnieniem. Samo Schronisko z kolei też walczy. Największym problemem jest ograniczona liczba miejsc. Szczególnie odczuć to można w okresie zimy, kiedy niektórzy zmuszeni są spać na materacach rozłożonych na podłodze. Pani Bożennie Pietniunas marzy się dodatkowy pokój i izolatka, w której mogliby przebywać nowi mężczyźni, których trzeba umyć i podleczyć. Na to jednak nie ma pieniędzy.

- Na wiele rzeczy nas nie stać. Ja prowadzę taką politykę, że w okresie jesieni odkładam pieniądze, to, co mogę odłożyć na okres zimy żeby powiedzmy tych 50 mężczyzn wyżywić. Co prawda trochę sponsorów zdobywam, ale jak długo? - zastanawia się Bożenna Pietniunas.

Każdą nadwyżkę jedzenia Schronisko przekazuje Kościołowi albo uboższym mieszkańcom. Praktycznie codziennie przy jednym stole zasiadają tu do obiadu mieszkańcy Schroniska i ci, którzy przychodzą tu z własnych domów, w których ciepłego posiłku nie ma prawie nigdy. Stąd nie wychodzi się głodnym. Tak jak Schronisko pomaga kaliszanom, tak oni wspierają podopiecznych Brata Alberta.

- Otrzymujemy od ludzi pościel, ubrania, rzeczy. My nie możemy tego kupić, bo nie mamy za co, ale ludzie przyniosą, a panowie się ubierają. Za każdą taką pomoc jesteśmy ogromnie wdzięczni, bo dzięki niej funkcjonujemy – dodaje szefowa placówki.

Pan Jan dzięki innym odzyskał z kolei wiarę w to, że może rozpocząć nowe życie. Teraz czeka na telefony i odwiedziny. - Na pewno pani powie, że każdy może mnie odwiedzić? Byleby nie pił, no bo wtedy go nie wpuszczę. Pokażę pani mój nałóg, o w tej szafce mam 12 czekolad, to mój nałóg. A widziała pani tę kurtkę? Nie zgadnie pani skąd ją mam, od Grzegorza z Kombi, opowiedzieć pani tę historię? 

Takich historii pan Jan ma wiele…

K. Krzywda, fot. autor


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
bezchmurnie

Temperatura: 17°CMiasto: Kalisz

Ciśnienie: 1028 hPa
Wiatr: 22 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama