Do tej pory wstępował raczej kłopot z nadmiarem chętnych do zasiadania w komisjach wyborczych. Tym razem – a problem ten dotyczy całego kraju – zainteresowanie wyborami europejskimi jest raczej znikome. – Na 55 komisji wyborczych, w 22 mamy sytuację „na styk” – to znaczy, że jeśli w tych przypadkach odpadłaby jedna osoba, trzeba będzie przeprowadzać nabór uzupełniający – mówi Katarzyna Wawrzyniak (na zdj.), naczelnik Kancelarii Rady Miejskiej Kalisza.
Czyżby winne były zarobki? Przewodniczący komisji dostanie za swoją pracę 200 zł, zastępca 180, a zwykły członek 160 zł – wszystko to wolne od podatku. – Trzeba jednak pamiętać, że wszyscy oni rozpoczynają pracę o 7.00 rano, a kończą… nie wiadomo kiedy. Głosowanie potrwa do godz. 21.00, ale liczenie głosów przez wiele następnych godzin – dodaje Katarzyna Wawrzyniak.
Państwowa Komisja Wyborcza nie wyklucza, że w tej sytuacji diety członków obwodowych komisji wyborczych trzeba będzie podwyższyć, tym bardziej, że przy wyborach samorządowych – a te na jesieni - stawki są niższe niż przy eurowyborach. Szef komisji otrzymuje 165 zł, wiceszef - 150 zł, a zwykły członek 135 zł „na rękę”.
Trzeba uwzględnić jednak fakt, że zainteresowanie eurowyborami jest stosunkowo niskie, a kaliszanie nie znają ani ich daty, ani nawet nazwisk kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Materiał na ten temat znajdziecie TUTAJ.
MIK, fot., int.
Napisz komentarz
Komentarze