Jest rok 1933. Kalisz nadal podnosi się z ruin, które pozostawiła po sobie Wielka Wojna. W odbudowie miasta i życia w nim, wielką rolę odgrywają lokalni przedsiębiorcy. W mieście kwitnie handel. To miejscowi kupcy, stragany i bazarki nadają rytm ówczesnemu miastu. Tam gdzie jest towar i pieniądze, są też ci, którzy cudzą własność cenią sobie nad życie, a przynajmniej nad groźbę więzienia.
Budziła strach i zaciekawienie
W Kaliszu lat 30-tych równolegle do handlu, rozwija się przestępczość. W mieście działają zorganizowane grupy przestępcze, „pracują” też samotne wilki złodziejskiego rzemiosła. Nie było wtedy nic dziwnego w tym, że złodzieje grasują, po prostu trzeba się było przed nimi bronić, a ich działalność wliczać w koszty działalności własnej. Z całej rzeszy złodziejaszków, oszustów i innych przestępców, jedno imię wybiło się nad inne, budziło i strach, i zaciekawienie. Frymeta.
Z pozoru niewinna, trochę zabiedzona, ale wyjątkowej urody dziewczynka. W rzeczywistości… no właśnie. Co kryło się w głowie 12-letniej kaliszanki? Tego nie odgadł nikt. Jej osobowość można było częściowo poznawać, tylko po jej złodziejskich uczynkach. Dziewczynka pochodziła z biednej, ale poczciwej rodziny. To co złe, pojmowała w mig. Sztukę złodziejską i kłamstwo opanowała do perfekcji.
Na ulicy jednej z przechodzących pań Frymeta obcięła pasek od torebki i skradła ją. W torebce znajdował się kwit z pralni chemicznej na wykupienie boa oraz 4 zł w gotówce. Frymeta wzięła owe 4 zł i podając się w pralni za dziewczynkę przysłaną po odbiór boa, wykupiła je za owe 4 zł, a następnie sprzedała za 20 zł. – to tylko jeden z opisów przebiegłych występków małoletniej kaliszanki.
Jej zuchwałe, ale podejmowane z rozmysłem złodziejskie działania, trafiały na pierwsze strony przedwojennych gazet.
Napisz komentarz
Komentarze