Sprawa tragicznej katastrofy z 10 kwietnia 2010 roku cały czas budzi wielkie emocje. Narosło wokół niej już bardzo dużo legend, mniej lub bardziej prawdopodobnych hipotez czy domniemanych rekonstrukcji tego zdarzenia. Dr Maciej Lasek i kpt. Wiesław Jedynak, którzy badali wypadek polskiego samolotu w Smoleńsku, przedstawili wczoraj fakty, jakie wynikają z ich raportu. - Pierwsi polscy eksperci byli w Smoleńsku już 10 kwietnia. Rosjanie, po zabezpieczeniu miejsca zdarzenia i sprawdzeniu czy ktoś przeżył, zidentyfikowali punkt, w którym znajdowały się rejestratory parametrów lotu i rejestratory głosu. Leżały one tam, gdzie zostały znalezione i postawiono przy nich wartownika. Jak przylecieli polscy prokuratorzy i specjaliści, zaprowadzono ich tam i spytano, czy wyrażają zgodę na ich zabranie do laboratorium w Moskwie i wspólne odczytanie. Oczywiście się na to zgodzili. W obecności polskich specjalistów te rejestratory zostały podniesione z ziemi, zaplombowane, przewiezione samolotem i zdeponowane w laboratoryjnej szafie pancernej. Na niej także każda z grup nałożyła swoją plombę. Następnego dnia to polski specjalista otwierał rejestrator głosu, zniszczył plombę, zdjął taśmę, nałożył ją na magnetofon i wykonał pierwszą kopię – wspominał dr Maciej Lasek.
Eksperci podkreślili, że niedociągnięcia w procedurze lotu wystąpiły zarówno po stronie polskiej, jak i po rosyjskiej. Wszystko przedstawili w raporcie. Goście Kaliskiego Klubu Obywatelskiego odnieśli się także do czynników obiektywnych, czyli do warunków atmosferycznych. - Początek tej budzącej duże kontrowersje historii to warunki pogodowe, jakie panowały wtedy na lotnisku. Czy można było przewidzieć, że będą tak słabe? W lotnictwie, szczególnie transportowym, zawsze bierze się pod uwagę, że dobra prognoza przed rozpoczęciem operacji nie potwierdzi się w rzeczywistości na miejscu. Stąd konieczność zabezpieczania takich lotów przynajmniej jednym lotniskiem zapasowym. Ma to chronić przed sytuacją, kiedy na lotnisku docelowym pogoda nie będzie dawała możliwości lądowania. Wówczas samolot, wyposażony w wystarczającą ilość paliwa, kierowany jest na lotnisko zapasowe. Ponadto nawet jeśli na lotnisku docelowym pogoda nie jest idealna, ale prognoza przewiduje, że będzie wystarczająca, to taki lot można rozpocząć. Tutaj przewidywano chmury stratus o podstawie 150 metrów i wystarczającą widzialność, co dawało podstawy, by ten lot wykonać bezpiecznie – mówił kpt. Wiesław Jedynak.
Wieloletni pilot zaznaczył jednak, że warunki te zmieniały się i z momencie zbliżenia się polskiego samolotu do Smoleńska, były gorsze. Eksperci odpowiadali także na padające z sali pytania. Te dotyczyły m.in. składu osobowego zespołu, który badał katastrofę, przygotowania lotniska czy zachowania się Rosjan.
Juliusz Kowalczyk, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze