W ubiegłym sezonie Marta Pytlarz była podstawową środkową drugoligowego wówczas MKS-u. Niedawno wznowiła zajęcia po przerwie na urlop macierzyński, a do wyjściowej szóstki kaliskiego beniaminka wróciła, trochę z konieczności, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, zastępując kontuzjowaną Ivanę Isailović. – Jeszcze jest ciężko, jest co nadrabiać, ale z treningu na trening powinno być coraz lepiej. Przynajmniej taką mam nadzieję – mówi z optymizmem zawodniczka Calisii.
Meczu z SMS PZPS Szczyrk, ostatniego w tym roku, cały jej zespół nie będzie miło wspominał, bo rywalki wywiozły z Areny pełną pulę. – Nie ma co ukrywać, dziewczyny ze Szczyrku trenują 2-3 razy dziennie, wszystko mają podporządkowane siatkówce, więc trudno nam się z nimi porównywać. Nie zmienia to jednak faktu, że popełniłyśmy zbyt dużo błędów. Musimy patrzeć na swoją grę. Je oceniamy bardzo dobrze, nas już trochę gorzej. Jest nad czym pracować. Myślę, że po Nowym Roku ta praca zaowocuje – przekonuje Marta Pytlarz.
Rok 2016 kaliski zespół kończy na siódmym miejscu. Nie odzwierciedla ono jednak w pełni możliwości, jakimi dysponują podopieczne Daniela Przybylskiego i Marty Kuehn-Jarek. – Stać nas na dobrą grę, zdecydowanie lepszą niż w ostatnich meczach. Liga jest wyrównana i oprócz tego, że są w niej 2-3 zespoły, które walczą o najwyższe cele, to pozostałe drużyny są na podobnym poziomie i wszystko jeszcze jest możliwe. Trudno powiedzieć, które miejsce będzie nasze. Mam nadzieję, że jak najlepsze – uważa środkowa Calisii.
Czego można życzyć beniaminkowi na kolejną część sezonu? – Przede wszystkim zdrowia, bo ono jest najważniejsze, ale też takiej ciężkiej pracy, która jest kluczem do sukcesów. Kobiety naprawdę lubią popracować – kończy z uśmiechem Marta Pytlarz.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze