Agata Dybioch wykonuje niebezpieczną jak dla kobiety pracę
A często te nie należą do najprzyjemniejszych. W kaliskiej straży miejskiej jest 8 pań i ponad 50 panów. Tak zwana słaba płeć nie ma taryfy ulgowej. Dyżury ma jak koledzy, popołudniami, w nocy, weekendy i święta. Agata Dybioch, która również jest rzecznikiem prasowym kaliskiej jednostki, mówi, że nie raz w czasie interwenci próbowano ją pobić i grożono śmiercią. - Kobieta pracująca w straży miejskiej przede wszystkim nie może być lękliwa. Czyli ta praca polega na tym, że nie wiemy, co nas w tej służbie spotka – mówi Agata Dybioch. – Czasami zdarza się, że ktoś przy zwykłych interwencjach typu mandat za złe parkowanie próbuje do nas podejść żartem i w ten sposób zamiast kary finansowej otrzymać tylko pouczenie. Strażniczki miejskie również łagodzą obyczaje, jest to bardzo częste w interwencjach z osobami nietrzeźwymi z tzw. kloszardami, tam ta rozmowa kobiety w mundurze potrafi zdziałać cuda.
Łatwiej mają panie w Kaliskich Liniach Autobusowych. Jeszcze kilka lat temu praca za kierownicą miejskiego autobusu była zarezerwowana dla mężczyzn. Pojawienie się pierwszej kobiety sprawiło, że w krótkim okresie na taką pracę zdecydowały się cztery. Dziś, jak obiecały władze przewoźnika, wszystkie mają wolne, ale kiedy wykonują swoje obowiązki spotykają się zdecydowanie z sympatią pasażerów. – Często jest tak, że pasażerowie podchodzą i dziękują za jazdę. Mówią, że jeździmy delikatniej niż nasi koledzy, nie szarpiemy autobusem. Zdarza się też, że dzieci przychodzą się z nami przywitać po wejściu do autobusu – mówi Monika Grodzińska, kierowca w KLA i dodaje, że mimo dominacji panów w firmie, atmosfera jest dobra. – Koledzy pomagają, doradzają i zawsze możemy na nich liczyć.
Według pasażerów KLA Monika Grodzińska jeździe delikatniej niż jej koledzy
Świat dużych pieniędzy i poważnych inwestycji to od kilku miesięcy domena Barbary Gmerek. Do tej pory funkcje zastępców prezydenta były obsadzane tylko i wyłącznie panami. W tej kadencji są dwie wiceprezydent i jak mówi jedna z nich w czasie rozmów o interesach nie liczy się płeć, ale argumenty. Być może wchodząc do jej gabinetu, w którym dominują kwiaty, potencjalny inwestor myśli, że rozmowa będzie lekka, ale jak dodaje Barbara Gmerek, najpierw praca. - Szczególnie jeśli chodzi o panów, którzy do tej pory nie mieli do czynienia z decydentem panią, bardzo lubię używać sformułowania „oczywiście zgadzam się ze wszystkim, ale...” i wtedy ja wyłuszczam swoje argumenty i w większości wypadków nie zdarzyło mi się, by panowie zakwestionowali moje argumenty – zdradza swoją tajną broń Barbara Gmerek. - I myślę, że na dzień dzisiejszy inwestorzy, którzy z nami współpracująj już wiedzą, że fakt, iż kobieta jest na tym stanowisku nie tylko niczego im nie ułatwiło, ale wręcz przeciwnie - ja bardziej dokręcam przysłowiową śrubę.
Jak mówi wiceprezydent Barbara Gmerek inwestorzy nie mogą liczyć na tarfyfę ulgową tylko dlatego, że negocjują z kobietą
Granice między zawodami typowo męskimi i kobiecymi zacierają się od dawna. Droga zawodowa to już raczej nie płeć, a nasze wyobrażenie tego, w czym chcielibyśmy się realizować. Jednak przy dzisiejszym święcie warto koleżankę wykonującą tę samą pracę co my odciążyć i złożyć życzenia.
Red, zdjęcia AW
Napisz komentarz
Komentarze