Egzamin na pełnoprawnego pierwszoligowca kaliski zespół zdał i to na solidną ocenę. Nadrzędnym celem beniaminka było bezpieczne utrzymanie i gra w play-off’ach. Z realizacją tych zadań podopieczne Daniela Przybylskiego i Marty Kuehn-Jarek nie miały większych problemów. Od siebie dołożyły jeszcze kilka świetnych występów, bo za takie należy uznać dwukrotne ogranie czwartego w zestawieniu WTS-u Solna Wieliczka czy triumf nad Proximą Kraków w fazie play-off. Na dziesięć oponentek kaliszanki pozostawiły w pokonanym polu aż osiem z nich (wliczając zwycięstwo z Jokerem Świecie w Pucharze Polski). I właśnie z perspektywy tych rezultatów można odczuwać lekki niedosyt, bo siódme miejsce, jakie ostatecznie zajęła Calisia, nie odzwierciedla w pełni możliwości tej ekipy. – Bardzo falowałyśmy grą w tym sezonie. Bywały lepsze momenty, ale bywały też te gorsze. Myślę, że tak optymalnie stać nas było na miejsca 5.-6. Z siódmego też się jednak cieszymy. Tym bardziej, że wywalczyłyśmy je przed własną publicznością, przed kibicami, którzy wspierali nas przez cały sezon. Możemy go więc ocenić pozytywnie – stwierdza Sylwia Grobys, przyjmująca MKS Calisia.
„Wywalczone” siódme miejsce jest jak najbardziej adekwatnym określeniem. Kaliskie siatkarki musiały bowiem nie tylko odrobić straty w rewanżu z pierwszego przegranego meczu z Nike Węgrów, ale też wytrzymać presję i pokonać rywalki w tzw. złotym secie. – Pierwszy raz w mojej karierze złoty set decydował o tym, którą lokatę mój zespół zajmie w lidze. Wiedziałyśmy, że musimy zostawić troszeczkę sił na tego dodatkowego seta. Liczyłyśmy, że wygramy 3:0, udało się 3:1 i w rzeczywistości wyszedł tie-break. A my lubimy tie-breaki, bo często je grałyśmy w tym sezonie. Z tą tylko różnicą, że tutaj była jeszcze przerwa. Bałyśmy się, że trochę ostygniemy i może nas to wybić z rytmu, ale przycisnęłyśmy od samego początku, pokazałyśmy bardzo dobrą grę i pewnie wygrałyśmy – opowiada nam wychowanka Libero Pleszew.
W rewanżowym spotkaniu z Nike była ona wyróżniającą się zawodniczką. W całym sezonie zaś wspólnie z Hanną Łukasiewicz tworzyła solidny duet podstawowych przyjmujących. – Myślę, że nie pokazałam wszystkiego, na co mnie stać. Nie jestem do końca zadowolona, choć w to, co robię, wkładałam mnóstwo serca. Nie zawsze wychodziło tak jak chciałam, nie zawsze udało się zaprezentować pełnię umiejętności, ale najważniejsze jest to, co osiągnęłyśmy z drużyną. Co dalej? Nie myślałam o tym. Skupiałyśmy się na tym, żeby jak najlepiej zakończyć sezon – mówi Sylwia Grobys.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze