Ciesielski świetnie rozpoczął bieżący sezon. Był on zdobywcą pierwszego w tej kampanii gola dla KKS-u w meczach o stawkę. Gola ważnego, bo pomógł kaliskiej drużynie w wyeliminowaniu z Pucharu Polski pierwszoligowego MKS-u Kluczbork. Potem jednak kaliski skrzydłowy ze skutecznością był na bakier. W lidze trafił tylko raz. 3 września wpisał się na listę strzelców w wyjazdowej potyczce z Polonią Środa Wielkopolska. Od tamtej pory ciążyła na nim klątwa, która nie pozwalała mu wzbogacić dorobku. Na przełamanie czekał szmat czasu, bo aż 252 dni. Gdy dwukrotnie w ciągu kwadransa pokonywał golkipera Gwardii Koszalin, czuł nieopisaną radość.
– Cieszą ogromnie te bramki, bo bardzo długo na nie czekałem. Robiłem wszystko, żeby w końcu się przełamać. Udało się. Dedykuję te gole moim ukochanym – córeczce oraz żonie. One też czekały razem ze mną, wspierały mnie w trudnych momentach. Dlatego te bramki są dla nich – mówi nam 27-latek.
Jego trafienia zapewniły kaliskiej drużynie bardzo cenne zwycięstwo z dotychczasowym liderem rozgrywek. – Najważniejsza jest wygrana. Zagraliśmy ambitnie, walecznie, czyli tak, jak tego oczekują od nas kibice. Widać było zaangażowanie od pierwszej do ostatniej minuty. Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu, taki też był, ale wiemy, że potrafimy grać w piłkę i żadnego rywala się nie obawiamy. Zagraliśmy na zero z tyłu, co też jest bardzo ważne. Gwardia nie stworzyła sobie praktycznie żadnej bramkowej sytuacji. My z kolei mieliśmy kolejne okazje, ale dobrze, że chociaż te dwie wykorzystaliśmy z zimną krwią. Od kilku spotkań gramy coraz lepiej i to się potwierdziło – ocenił Ciesielski.
Kibice opuszczali w sobotę stadion w bardzo dobrych nastrojach. Nie tylko ze względu na korzystny dla gospodarzy wynik, ale też grę, która we wcześniejszych pojedynkach pozostawiała wiele do życzenia. W opinii wielu obserwatorów był to najlepszy mecz KKS-u na wiosnę. Gdyby tak dobrze prezentował się w poprzednich bojach, to kto wie, czy dziś nie znajdowałby się na ligowym szczycie. – Trochę szkoda, bo punkty nam pouciekały w kilku meczach. Mieliśmy jednak trochę problemów kadrowych, bo albo ktoś pauzował za kartki, albo leczył kontuzję. Pokazaliśmy jednak, że potrafimy się podnieść po niełatwych spotkaniach. Dziękujemy kibicom, że nas wspierają na dobre i na złe. W sobotę wreszcie mogliśmy im się odwdzięczyć dobrą grą i wynikiem – przyznał skrzydłowy ekipy z Wału Matejki.
Do końca sezonu pozostało sześć kolejek. KKS jest ósmy, ale do lidera traci niewiele, bo zaledwie sześć punktów. To zaostrza apetyty, bo team Piotra Morawskiego i Marcina Rubasa nadal liczy się w walce o awans. Każdy w klubie stara się jednak zachować chłodną głowę. – Na pewno będziemy walczyć, bo tylko walką w tej lidze można coś osiągnąć. W każdym meczu zrobimy wszystko, by dopisać kolejne punkty. Skoro wygrywamy z liderem, to dlaczego mamy nie wygrywać z innymi drużynami – kończy Błażej Ciesielski.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze