Któremu z naszych aktorów KST otworzyły drogę do kariery? To tyleż trudne, co ciekawe pytanie, które kiedyś spróbuję zadać artystom związanym z Teatrem im. Wojciecha Bogusławskiego. Na razie wpływ festiwalu i ról kreowanych nad Prosną na rozwój dalszej kariery zawodowej potwierdza Sebastian Pawlak, obecnie aktor TR Warszawa: „Jestem szczęśliwy, że mogę tu co jakiś czas przyjechać i zagrać na tej scenie, bo była ona dla mnie bardzo szczęśliwa. Dzięki Kaliszowi, i temu festiwalowi, znalazłem się w TR i rozpocząłem tę przygodę”. Obejmując pamięcią ostatnie ćwierćwiecze mógłbym wskazać jeszcze Szymona Mysłakowskiego, który w tej chwili zasila szeregi Teatru Nowego w Poznaniu czy Izabellę Szelę, która po świetnej „Antygonie” Zbigniewa Brzozy wyjechała do stolicy i na cztery lata związała się z Teatrem Studio. Z opracowań i wspomnień redagowanych przez moich znamienitych kolegów zajmujących się historią Festiwalu Sztuki Aktorskiej przypominam sobie jeszcze znakomite kaliskie początki Doroty Kolak, aktorskiego filaru gdańskiego Teatru Wybrzeże czy Anny Augustynowicz, od 25 lat (!) dyrektor Teatru Współczesnego w Szczecinie. Nie chcę pisać wprost, że w festiwal bywa targowiskiem talentów, ale w wielu przypadkach lepiej eksponuje czyjąś sceniczną osobowość, poprzez nagrodę lub wyróżnienie dodaje skrzydeł, przywraca wiarę w sens zawodowej aktywności bądź „wyrywa z prowincji” i rzuca na szerokie teatralne wody.
Jakiekolwiek są marzenia kaliskich aktorów, to zawsze życzę im ich spełnienia. Wczoraj zaś trzymałem kciuki za tych, którzy w konkursowym bloku zaprezentowali się w spektaklu „Najgorszy człowiek na świecie” na podstawie powieści Małgorzaty Halber w reżyserii Anny Smolar. Jest to opowieść – przypomnijmy - o alkoholizmie i o tzw. coming out, czyli przyznaniu się do uzależnienia przez osobę publiczną, która wreszcie decyduje się prosić o pomoc i wziąć udział w terapii. „Myśmy tutaj na scenie kameralnej nie chcieli tak epicko, linearnie, fabularnie pokazać tego rozwoju, raczej uchwycić stan ducha i moment kluczowy. Skupić się na ty momencie, kiedy człowiek nagle podjął decyzję, stoi przed ścianą, chce tę ścianę rozwalić, narodzić się na nowo” – mówiła Anna Smolar przy okazji premiery. „I to, co nas interesowało to jest ta sytuacja teatralna, tzn. jesteśmy zebrani w jednej sali, więc, co teraz teatr wnosi do tej historii, do tej sytuacji człowieka, który chce przeprowadzić zmianę, czyli chcieliśmy pokazać aktorów, którzy używają narzędzi teatralnych do jakiegoś procesu terapeutycznego”. Spektakl Anny Smolar nie jest zatem przeniesieniem książki Małgorzaty Halber na scenę w tradycyjnym rozumieniu, lecz efektem dramaturgicznej adaptacji połączonej z rozbudowaną improwizacją aktorów, których słowa stanowią integralną część spektaklu. Z kreacją głównej postaci zmierzyła się Natasza Aleksandrowitch: „Opowiadamy o tej bohaterce przez formę. Mierzę się z tym, że do prawdy trudno jest dotrzeć, wydobyć ją z środka” – opowiadała aktorka, pytana o metodę pracy nad rolą. „Szukałam zatem sposobu, żeby to opowiedzieć jakoś inaczej, bo do tego środka najtrudniej dojść i wydaje mi się, że cała ta książka, a także i spektakl, jest o emocjach. Okazuje się, że jak zaczynamy problem alkoholowy rozbierać, to tam jest największy grudek do wykopania, to znaczy emocje, czyli najbardziej uniwersalna rzecz”. W spektaklu grają ponadto: Izabela Beń, Dawid Lipiński, Marcin Trzęsowski oraz Izabela Wierzbicka.
Atmosfera festiwalu czasami pomaga spektaklowi, a niekiedy – wręcz przeciwnie – rujnuje wypracowaną w nim wspólnie energię. Wczorajsza odsłona „Najgorszego człowieka na świecie” została przyjęta przez festiwalową publiczność więcej niż życzliwie, więc być może kaliscy aktorzy mogą mieć nadzieję na docenienie przez jury 57. Kaliskich Spotkań Teatralnych.
R. Kuciński, fot. A. Walczak i Jakub Seydak
Napisz komentarz
Komentarze