Czas biegnie, zmieniają się podopieczni. Znika także część problemów, w ich miejsce pojawiają się nowe, ale w takich miejscach jak Świetlica Socjoterapeutyczna prowadzona przez Stowarzyszenie KARAN jedno jest stałe – dzieci i młodzież, które potrzebują uwagi i pokazania, że można żyć inaczej niż w domu rodzinnym, bo najczęściej podopieczni wywodzą się z rodzin dysfunkcyjnych. - 10-15 lat temu sytuacja materialna rodzin była dużo trudniejsza i my pracując tutaj z dziećmi, zapewniając im to, że było ciepło, że była przestrzeń, że było jedzenie już zaspokajaliśmy ileś tam potrzeb. W tej chwili sytuacja materialna rodzin się poprawiła, dzieci są dobrze ubrane, mają zaspokojone potrzeby materialne – mówi Donata Lis, kierownik Świetlicy Socjoterapeutycznej Stowarzyszenia KARAN. – Jednak dzieciaki nadal potrzebują miejsca, gdzie są ważne, gdzie jest zainteresowanie nimi, motywowanie do nauki i pomoc w tej nauce, bo program jest trudny i rodzice nie są w stanie sprostać temu zadaniu. I potrzebują też miejsca, gdzie mają dobre relacje i więzi.
Idea stworzenia świetlicy zrodziła się podczas organizowanych przez KARAN na początku lat 90-tych obozów dla dzieci z rodzin biednych i z problemami – uzależnieniami czy przemocą. - Po obozach przychodziły, nazywały nas ciociu, wujku, my chcemy świetlicę, my chcemy miejsce, gdzie chcemy się spotykać – wyjaśnia Aneta Lis-Kotowska, prowadząca Stowarzyszenie KARAN.
Pierwsza świetlica, przy wsparciu ówczesnego prezydenta miasta Wojciecha Bachora, powstała przy ul. Fabrycznej. Później kilka lat funkcjonowała przy al. Wojska Polskiego. Od 2001 ma swoją siedzibę przy ul. Granicznej. Dzieci mogą liczyć na ciepły posiłek, pomoc w nauce, gospodarowaniu czasem wolnym, szukaniu pasji, ale też w budowaniu relacji z innymi. - Pracujemy z dziećmi, ucząc je radzenia sobie z różnymi emocjami, uczuciami, relacjami, komunikacją – tłumaczy Donata Lis.
Najważniejszym wyznacznikiem efektów pracy terapeutów i wychowawców są sami podopieczni. Kilka lat temu spora ich część wzięła udział w spotkaniu zorganizowanym przez świetlicę. - Opowiadali swoje historie, że świetlica pozwoliła im skończyć szkołę, że dzięki temu, że dostawali pomoc w lekcjach mogli skończyć szkołę, bo rodzice takiej pomocy im nie dawali. Mówili, że wielokrotnie świetlica pomagała im w takich trudnych momentach życiowych, dlatego że tutaj też były dzieci, które pochodziły z rodzin, gdzie doświadczały różnych problemów związanych i z przemocą, i uzależnieniem rodziców – przytacza słowa podopiecznych Aneta Lis-Kotowska. - Jedna z dziewczyn powiedziała: ciociu, to, że ja tutaj chodziłam do świetlicy, to mi uratowało życie. Dzisiaj mieszka w Anglii, ma dwójkę dzieci, normalną rodzinę, założyła swoją firmę i dobrze funkcjonuje.
A ponieważ terapeuci duży nacisk kładą na relacje między wychowankami i umiejętność budowania więzi, to świetlica może pochwalić się także innymi niż przyjacielskie związkami, zdradza Aneta Lis-Kotowska. - Mamy jeden związek pomiędzy wychowankami świetlicy, który ma wspólne dzieci i mamy jedno małżeństwo jeżeli chodzi o uczestników grypy terapeutycznej.
Taka też funkcjonuje przy ul. Granicznej. Zajęcia w świetlicy, dla dzieci od 7. do 14. roku życia odbywają się codziennie. Od tego roku, także dwa razy w tygodniu, z pomocy będzie mogła skorzystać starsza młodzież.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze