Bezdomni, ale z namiastką domu. W przygotowanie świąt zaangażowani są wszyscy mieszkańcy placówki przy ul. Warszawskiej. Tak by okres świąteczny spędzić podobnie jak wtedy kiedy byli otoczeni rodziną. Mimo miejsca, w którym jesteśmy jest tu ciepła atmosfera, można powiedzieć, że czuję się jak w domu – stwierdza Tomasz, jeden z mieszkańców Warszawskiej. – A czy się tęskni za rodziną? Oczywiście. Jest to święto typowo rodzinne, ale trzeba cierpieć za to, co się narobiło w życiu.
Dlatego, że bycie razem to trudne zadanie. I często nie potrafimy zrezygnować z własnych korzyści czy słabości, by budować wspólnotę, wyjaśniał mieszkańcom domu ks. bp. Edward Janiak. - Nie jest łatwo być razem. Bycie razem polega na ustępowaniu sobie. Tu nie ma nikt racji, tu nic się nikomu nie należy. Trzeba też zrozumieć drugiego człowieka i iść na ustępstwa. Przede wszystkim trzeba słuchać siebie nawzajem.
Tego uczą się mieszkańcy schroniska. Mimo że od lat siadają do wspólnej świątecznej wieczerzy (w tym roku, przy wsparciu pań z zarządu Stowarzyszenia św. Brata Alberta oraz kucharzy, przygotowali 500 pierogów, zupę grzybową, makiełki i ryby oraz kilka rodzajów ciast), to coraz częściej starają się nawiązywać kontakty z bliskimi. - Niektórzy, zaraz po wspólnej Wigilii, wypisują się na dwa trzy dni i idą do swoich rodzin – zdradza Paweł Kołeczko, dyrektor domu. - Pobyt tu w schronisku, terapie, które przechodzą, atmosfera, wpływa na nich. Sprawia, że od nowa nawiązują kontakty z rodzinami. Z dziećmi, mało tego są przypadki, że dzieci przyjeżdżają tutaj i odwiedzają swoich ojców.
I to największy prezent dla wielu mężczyzn, którzy w schronisku mieszkają nawet latami. A obok tych duchowych przeżyć, to każdy z podopiecznych schroniska otrzymał prezent typowo praktyczny.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze