Na wygraną za trzy punkty kaliszanki czekały od początku rozgrywek. W piątek przełamały niemoc i w pierwszym meczu w Arenie pod wodzą Jacka Pasińskiego pokonały ekipę z Legionowa. – Przed spotkaniem powiedzieliśmy sobie, że walczymy o pełną pulę, że dajemy z siebie wszystko. I rzeczywiście długimi fragmentami tak to wyglądało. Było serducho zostawione na parkiecie, była walka o każdą piłkę, determinacja w bloku i ataku. A przede wszystkim była cierpliwa gra. To nas na pewno nie zawiodło – mówi szkoleniowiec.
Do piątkowego meczu beniaminek przystąpił wzmocniony Anną Miros i Katarzyną Wawrzyniak. – Mam pewien komfort móc pozyskać nowe zawodniczki. Na pewno dały one zespołowi dużo jakości. Ania Miros zagrała bardzo dobrze, już nawet nie patrząc na liczby, lecz, co istotne, skończyła dużo ważnych piłek. Ale też bardzo fajnie zaprezentowały się Rebecka Lazić, Ljubica Kecman, Alicia Ogoms na środku, dobrze rozdzielała piłki Ada Budzoń. Dobrą zmianę dały też Natalia Strózik i Kasia Wawrzyniak. Długo by wymieniać. Dla wszystkich dziewczyn wielki szacun i wielkie słowa uznania – ocenia trener Pasiński.
Szkoleniowiec kaliskiej drużyny podkreśla jednocześnie, że jego podopieczne czeka jeszcze sporo pracy. – Wiadomo, chcemy wygrywać i grać jak najładniejszą siatkówkę. W piątek tego trzeciego seta przegraliśmy jednak na własne życzenie. Oczywiście była euforia po zwycięstwie, pierwsze trzy punkty zostały w Kaliszu, cieszymy się z tego, tym niemniej nasza gra jest jeszcze daleka od ideału. Mamy nad czym pracować. Sobota jest dniem przerwy, ale już w niedzielę wracamy do roboty, spinamy pośladki i zapierniczamy, żeby grać jeszcze lepiej i żeby kibice, którzy przychodzą tak licznie, przychodzili jeszcze liczniej. Chcemy, żeby hala pękała w szwach, jak za starych czasów. Żebyśmy wspólnie mogli cieszyć się z kolejnych zwycięstw – oznajmia Jacek Pasiński.
(mso)
Napisz komentarz
Komentarze