Nieżyjący Witold L. oraz oskarżeni dziś Natalia M. i Damian S. we wrześniu ubiegłego roku spotkali się w mieszkaniu Mariana B. w Jarocinie. Pili alkohol i jak to bywa przy mocniejszych trunkach doszło do kłótni między 67-letnim Witoldem a 35-letnim Damianem S. Powodem miała być zazdrość młodszego z nich o Natalię M., którą - jak zeznawała - bił regularnie. Także za to, że kobieta nie chciała z nim współżyć.
Tak też było w dniu, w którym Damian S. rzucił się na swoją ofiarę. - Nagle Damian S. wpadł w szał, leciała mu piana z ust. Uderzył z pięści Witka, a kiedy on upadł Damian usiadł na nim i okładał go pięściami. Potem Damian oblał Witka denaturatem i podpalił – odczytywał zeznania 32-latki sędzia. - Ja próbowałam to przerwać. Wołałam do Damiana, żeby przestał, bo go zabije, usiłowałam też ściągnąć Damian z Witka i wtedy poparzyłam sobie dłonie. B. (właściciel mieszkania – red.) siedział przy stole i mi nie pomógł. Witek sam ugasił płomień. Poszłam do pokoju i się położyłam. Ja nie posiadam telefonu i bałam się Damiana, dlatego nie wezwałam pomocy do Witka.
Poszło o ciążę, której nie było?
Świadkiem ataku był także Janusz M., znajomy gospodarza i ofiary. Tego dnia wpadł z jedzeniem, porozmawiać i napić się. Według niego Damian S. miał zarzucać swojej ofierze pobicie Natalii M., wskutek czego ta poroniła. Kobieta zaprzecza jednak, jakoby była w ciąży. Twierdzi, że z Damianem S. nie łączyły jej stosunki intymne, a jedynie zamiłowanie do alkoholu. – Oskarżony bił Witka, bo niby jego dziewczyna, czy żona, czyli Natalia M., których ja wtedy też poznałem, poroniła przez niego, że Witek ją pobił. A Witek był nadzwyczaj grzecznym człowiekiem – zapewniał Janusz M. przed sądem.
Sam oskarżony potwierdza, że działał z zazdrości, ale między nim a jego ofiarą doszło tylko do bójki. Mężczyzny nie zabił. – Od słowa do słowa i zaczęliśmy się bić. Powodem była zazdrość o Natalię M. - Ja uderzałam, ale siła uderzenia nie była duża. On się bronił. – zeznawał.
Nie pomogli
Na ławie oskarżonych, oprócz głównego sprawcy, zasiadają też Natalia M. i Janusz M. Odpowiadają za nieudzielenie pomocy Witoldowi L.
Janusz M. zeznał, że ze strachu przed sprawcą wyszedł wtedy z mieszkania. Wcześniej miał powiedzieć ofierze, żeby też uciekała. Gdy wrócił następnego dnia znalazł już martwego Witolda L. Chciał wezwać pomoc, ale sprawca pobicia zapewniał, że zrobi to sam. Oskarżony poszedł więc do pracy i po południu wrócił na melinę. Witold L. leżał w tym samym miejscu, co rano. Wtedy Janusz M. postanowił wezwać policję. Cała trójka została zatrzymana i usłyszała zarzuty.
Okładał pięściami, taboretem, na koniec podpalił
Damian S. odpowiada za brutalne zabójstwo. - Zadał mu wielokrotne ciosy nogą i ręką w dół i okolice głowy oraz wielokrotne ciosy tępym narzędziem w postaci drewnianego taboretu i jego części w okolicy głowy, oblał łatwopalną substancją i podpalił, w wyniku czego pokrzywdzony doznał oparzeń drugiego i trzeciego stopnia w okolicach głowy, twarzy, szyi, przedniej powierzchni tułowia, obu kończyn górnych i obu kończyn dolnych i obrażeń czaszkowo-mózgowych w postaci krwiaka podtwardówkowego oraz krwotoku do komór mózgu, co stanowiło bezpośrednią przyczynę śmierci – brzmi fragment zarzutów, które odczytał na Sali sądowej prokurator Piotr Andrzejewski.
Dopuścił się tego w recydywie, bowiem mężczyzna jest doskonale znany wymiarowi sprawiedliwości. Wcześniej był wielokrotnie skazywany za pobicia i groźby karalne.
Obecna w sądzie Natalia M., która ma wykształcenie wyższe i z zawodu jest instrumentariuszką, odpowiada za nieudzielenie Witoldowi L. pomocy. Podobne zarzuty mają Janusz M oraz Marian B., gospodarz domu, w którym doszło do pobicia i podpalenia człowieka. Tego ostatniego nie było w sądzie.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze