Przez znakomitą większość spotkania ofensywne starania kaliszan przypominały bicie głową w mur. Pierwszego gola zdobyli dopiero w 10. minucie, a kolejnego po upływie kwadransa. W 22. minucie przegrywali 2:14. Podopieczni Patrika Liljestranda mieli ogromne problemy ze sforsowaniem obrony gospodarzy, nie potrafili też znaleźć recepty na świetnie dysponowanego Andreasa Wolffa (w tym fragmencie bronił na poziomie 70%!). Gracze Vive zaś bez skrupułów wykorzystywali każde potknięcie przyjezdnych i ze swobodą powiększali przewagę.
– Graliśmy z Kielcami, a to jeden z najlepszych zespołów na świecie, początek to była katastrofa. Mecz skończył się praktycznie po czterech minutach. Walczyliśmy jednak dalej, robiąc, co mogliśmy – komentował po meczu trener Liljestrand.
Pod koniec pierwszej połowy jego zawodnicy poprawili skuteczność i na półmetku mieli na koncie osiem trafień. W drugiej części podwoili dorobek, ale to samo zrobili kielczanie, którzy ostatecznie zwyciężyli 38:16.
– Robiliśmy wszystko, co się dało, ale wiadomo, jakim zespołem jest PGE Vive. Dla mnie to była cenna nauka i zaszczyt zagrać z zawodnikami, których obserwuję od małego, dla mnie jako zawodnika i człowieka. Kielce to zespół top świata, najlepsza czwórka Europy, to była różnica klas. Różnica bramkowa boli, ale musimy się z tym pogodzić, taki jest sport. Nie mieliśmy presji, ale każdy chciał się pokazać z jak najlepszej strony, na tle takich zawodników zdobyć bramkę czy zaasystować to jest coś wielkiego – przyznał Konrad Pilitowski, który w sobotę był najskuteczniejszym graczem Energi MKS. Na to miano wystarczyło zdobycie pięciu bramek.
Kaliska drużyna doznała w ten sposób czwartej porażki z rzędu, ale akurat tę na parkiecie w Kielcach wkalkulować musi praktycznie każda ekipa z PGNiG Superligi. Szansą na przełamanie złej serii będzie najbliższa potyczka, w której team znad Prosny podejmie beniaminka, Grupę Azoty Tarnów (12 października, godz. 16:00).
Michał Sobczak, fot. biuro prasowe PGE Vive Kielce
***
PGE Vive Kielce – Energa MKS Kalisz 38:16 (19:8)
PGE Vive: Wolff, Wałach – Pehlivan 6, Janc 5, Karalek 5, Moryto 5, Fernandez 4, Lijewski 4, Jurkiewicz 3, Aguinagalde 2, Kulesh 2, Surgiel 2, Dujszebajew.
Kary: 0. min. Rzuty karne: 0/0.
Energa MKS: Krekora, Zakreta, Liljestrand – K. Pilitowski 5, Galewski 2, Klopsteg 2, Kniaziew 2, Bożek 1, Drej 1, Krycki 1, Misiejuk 1, Szpera 1, M. Pilitowski.
Kary: 2. min. Rzuty karne: 1/1.
Sędziowali: Sebastian Pelc i Jakub Pretzlaf (Rzeszów)
Widzów: 2250.
Napisz komentarz
Komentarze