Kaliszanki prowadziły już z mistrzyniami kraju 2:1, ale nie zdołały postawić kropki nad „i”. – Mistrz Polski był w naszym zasięgu – uważa trener Energi MKS Jacek Pasiński. – Widać było, że dziewczyny zostawiły serce, bardzo chciały wygrać. Ale niestety tych chęci nie wystarczyło na to, żeby pokonać przeciwnika. Pewnie z perspektywy czasu ten punkt nam się przyda, ale zawsze pozostanie niedosyt, bo mogliśmy ten mecz wygrać – dodaje.
Do dyspozycji szkoleniowiec kaliskiego zespołu miał w sobotę tylko trzy przyjmujące, bo ze składu na wiele tygodni wypadła kontuzjowana Ljubica Kecman. Na domiar złego, w pełni sił nie była Hillary Hurley, a po jednym z ataków urazu mogła nabawić się Ewelina Brzezińska. – Powiem brutalnie, że brakuje nam zdrowia i efekcie dziś zabrakło tej jednej zmiany, która pociągnęłaby dalej nasze granie. Niestety musimy sobie radzić bez Ljubicy i to jest widoczne. Ponadto „Hily” już na rozgrzewce narzekała na kolano. Nie była to ta sama zawodniczka, co w poniedziałek w meczu z Radomką. Co więcej, „Siekę” po wylądowaniu na parkiecie złapał skurcz, gdy broniła się przed upadkiem. Zdrowie jest zatem teraz tym, czego najbardziej potrzebujemy – przekonuje Jacek Pasiński.
Z ŁKS-em jego podopieczne zmierzyły się po raz drugi na przestrzeni ostatnich tygodni. W poprzednim spotkaniu uległy tej drużynie 0:3. – Mimo że przegraliśmy wtedy w trzech setach, graliśmy o wiele lepszą siatkówkę niż dzisiaj – twierdzi trener Energi MKS. – Oczywiście na dokładną analizę przyjdzie jeszcze czas, rozłożymy ten mecz rewanżowy na czynniki pierwsze, ale tak na gorąco można było odnieść takie wrażenie. Na pewno było to inne spotkanie niż to z Radomką. Wtedy prowadziliśmy i kontrolowaliśmy grę. Dzisiaj było więcej walki, mecz był rwany, było dużo przestojów. Będziemy ciężko pracować, żeby prezentować się coraz lepiej – dodaje.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze