W wyjazdowych meczach w Gdańsku i Lubinie oraz w domowym starciu z zespołem z Kwidzyna pierwsze skrzypce grał Łukasz Zakreta. W miniony czwartek zaś równie wysokie noty za swój występ zebrał Mikołaj Krekora. Bramka to w tej chwili największy atut Energi MKS. – Cieszę się, że w kolejnym meczu my, bramkarze, dokładamy swoją cegiełkę do zwycięstw. W poprzednich spotkaniach to Łukasz w niesamowitym stopniu przyczyniał się do wygranych. To bardzo cieszy i oby tak dalej. Liczymy na podtrzymanie serii. Najważniejsze jest to, żeby nasze interwencje przekładały się na kolejne punkty – podkreśla Mikołaj Krekora.
Mecz z Chrobrym kaliska siódemka mogła zamknąć na początku drugiej połowy. Wysokiego prowadzenia z pierwszej części (19:8) nie zdołała jednak utrzymać i w końcówce zrobiło się nerwowo. Powrót między słupki świetnie dysponowanego Krekory uspokoił sytuację. – Pierwszą połowę kończyliśmy z zaskakująco wysokim prowadzeniem. Myślę, że trochę mogło nas ono rozprężyć. Chcieliśmy tego uniknąć, ale niestety nie zawsze się to udaje. Głogów otrzymał mocny cios, ale zaczął grać dużo lepiej, ryzykował i widać było, że coś z tego spotkania może jeszcze wycisnąć. Brawa dla nich, ale na szczęście to nam udało się utrzymać prowadzenie i wygrać. To się liczy – relacjonuje bramkarz Energi MKS, który odbijał rzuty rywali z ponad 50-procentową skutecznością.
W listopadzie podopieczni Patrika Liljestranda wyłącznie wygrywają. Seria zwycięstw wynosi aktualnie cztery i może jeszcze wzrosnąć do pięciu. Na koniec miesiąca kaliszanie zagrają w Puławach z tamtejszymi Azotami, do których tracą w tabeli punkt. Sami zaś mają ich na koncie 21 i zajmują szóste miejsce. – Cieszy, że wygraliśmy cztery mecze z rzędu, ale wiemy, że czeka nas jeszcze sporo pracy. Dlatego nie ma mowy na świętowanie. Skupiamy się na kolejnych spotkaniach, a przed nami misja Puławy. To szóste miejsce, które aktualnie zajmujemy, pokazuje, gdzie na ten moment jesteśmy – ocenia Mikołaj Krekora.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze