Los jej nie oszczędzał… Tragiczna śmierć męża – zginął w wypadku motocyklowym. Choroba i śmierć matki. Rak piersi u siostry. I własna walka z nowotworem jajnika. Tyle nieszczęść w ciągu zaledwie trzech lat spadło na Katarzynę Tomaszewską z Gorzyc Wielkich w powiecie ostrowskim, matkę czwórki chłopców.
W 2017 roku zdiagnozowano u niej raka jajnika. Będąc nosicielem genu BRCA1 (odpowiedzialnego za dziedzicznego raka piersi i jajnika) była pod stałą opieką poradni genetycznej. Przez dziewięć lat wykonywania systematycznych badań kontrolnych nic nie wskazywało na to, że zdarzy się najgorsze. Jeszcze w wrześniu 2017 roku wyniki badań były w porządku.
Matce czwórki chłopców lekarze dawali maksymalnie 5 lat życia. Gdy pojawił się lek, który mógł przedłużyć jej życie, zwróciła się z apelem o wsparcie. O historii pani Katarzyny pisaliśmy w artykule: Na tę rodzinę spadła plaga nieszczęść. Pomóżmy uratować matkę czwórki dzieci!
Życie jest darem. Każdy je otrzymał i niesprawiedliwe jest to, by zależało ono od pieniędzy – pisała wówczas Kasia.
Na prośbę o pomoc odpowiedziało mnóstwo osób. Choć jej codzienność była nieustanną walką o życie i zdrowie, to z entuzjazmem i nadzieją doceniała każdy dzień. Niestety w tym roku choroba wróciła. Pani Kasia szukała pomocy wszędzie – wielu nie dawało jej nadziei. Dzięki jej uporowi znalazł się lekarz, który podjął się trudnego leczenia.
Niestety pacjenci tacy jak ja są z góry skazani na ograniczone leczenie, najczęściej chemia, chemia i chemia. Trudno jest mi zwykłemu śmiertelnikowi ocenić dlaczego tak jest? Dlaczego jesteśmy tak szufladkowani jako pacjenci raczej paliatywni? O co chodzi? Dlaczego w jednej placówce chcą operować i leczyć a w innej już nie? Jak można tak szastać ludzkim życiem i w jednym momencie odmówić dalszego leczenia chirurgicznego podczas gdy w innej, w Zielonej Górze podjęto się mojego leczenia z pozytywnym skutkiem? Oczywiście to zasługa prof. Murawy. Wszystkim nam wiadomo, że nasza służba zdrowia kuleje, pieniądze, kontrakty i procedury. Ale gdzie w tym wszystkim jest pojedyncza jednostka? Gdzie ja, mama czwórki dzieci? Jak można przez nieumiejętność porozumienia się szpital, NFZ, kontrakty itd. kłaść na szali nasze życie. Gdyby nie moja zawziętość, ogromna chęć życia i wojownicza natura, pewnie juz nie byłoby mnie z Wami. Pod koniec roku to właśnie ja zostałam potraktowana jak taki pacjent. Chyba pozostawało mi tylko czekać na śmierć. Życie jednak potoczyło się inaczej. Trafiłam do Zielonej Góry na cudownego lekarza, który chce leczyć, który chce to zmienić, walczy o nas o zwykłych ludzi, ratuje życie i daje nadzieje – pisała we wrześniu.
Rodzinie i bliskim pani Katarzyny składamy wyrazy głębokiego współczucia.
Napisz komentarz
Komentarze