Mecz z sąsiadem z czwartoligowej tabeli miał być dla miejscowych trudną przeprawą. Okazał się jednak przyjemnym spacerkiem. Będący na fali KKS od początku dyktował warunki gry, a łatwość, z jaką gospodarze dochodzili do sytuacji bramkowych, chyba dla nich samych była zaskoczeniem. – Tylu sytuacji, co dzisiaj, nie mieliśmy przez całą rundę. Każdy, kto obserwował mecz, mógł sobie zadawać pytanie, co się z nami dzieje w ofensywie. Gdyby padł wynik dwucyfrowy, to pewnie nikt by się nie zdziwił, nawet trener gości – zauważa Mateusz Gawlik, pomocnik kaliskiego zespołu.
Były zawodnik Calisii okazał się jednym z najaktywniejszych graczy na boisku, uczestnicząc niemal w każdym ataku "trójkolorowych". A przecież jeszcze jesienią jego nominalną pozycją był środek obrony. – Odkąd gram wyżej, czuję się na boisku lepiej – wyjawił "Gaweł". Już w 3. minucie powinien on otworzyć rezultat spotkania, ale mając przed sobą tylko golkipera nie zdołał ucelować w światło bramki. Potem jednak walnie przyczynił się do zdobycia przez KKS trzech goli. W 31. minucie jego zgranie otworzyło Konradowi Chojnackiemu drogę do bramki, z czego ten skrzętnie skorzystał. Po wznowieniu gry przez gości Gawlik natychmiast ruszył w kierunku obrońcy rywali, wyłuskał piłkę, po czym z zimną krwią strzelił celnie w długi róg. W 48. minucie ponownie wystąpił w roli asystenta, wykładając futbolówkę Błażejowi Ciesielskiemu, któremu nie pozostało nic innego, jak trafić do pustej siatki. – Chcieliśmy zdominować przeciwnika i tak się właśnie stało. Gdybym na początku wykorzystał stuprocentową okazję, to może później łatwiej przychodziłoby zdobywanie bramek. Środowe zwycięstwo w pucharze dodało nam mocy i myślę, że to przełożyło się dziś na mecz ligowy – przyznaje Mateusz Gawlik, który w pierwszej połowie trafił jeszcze w poprzeczkę, a w drugiej ucelował w słupek.
Największą ofensywę gospodarze przepuścili między 50. a 70. minuty. Wówczas stworzyli przynajmniej siedem okazji, po których mogli podwyższyć rozmiary zwycięstwa. Piłka jak zaczarowana nie chciała jednak wpaść do bramki, nawet jeśli nie było w niej bramkarza. Wtedy wyręczali go obrońcy, jak po strzałach Kostowa i Chojnackiego.
Niezliczona ilość sytuacji dla kaliszan wynikała w dużej mierze ze stylu, jaki prezentowali leszczynianie. Byli oni jednym z nielicznych zespołów, który na boisku w Kaliszu starał się grać otwartą piłkę, a nie skupiać się w sposób priorytetowy na obronie dostępu do własnej bramki. – Przeciwnik grał techniczną piłkę, nie cofnął się, przez co my mieliśmy dużo miejsca w ofensywie. Taką grę lubimy i cieszymy się, że mogliśmy pewnie zwyciężyć. 3:0 to najniższy wymiar kary – oznajmił Gawlik.
KKS wygrywa mecz za meczem, ale nadal traci punkt do lidera IV ligi, LKS-u Ślesin, który w sobotę pokonał na wyjeździe Górnika Konin 1:0. Do końca rozgrywek pozostało sześć kolejek, a w grze o awans pozostał już praktycznie tylko lider z wiceliderem. – Ślesin nie gubi punktów, ale ma przed sobą dwa ciężkie wyjazdy. Mam nadzieję, że nadejdzie taka chwila, kiedy wyjdziemy na prowadzenie i nie odpuścimy już do końca sezonu. Liczę, że wygramy tę ligę – zakończył Mateusz Gawlik.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze