Niedawno na łamach naszego portalu opisywaliśmy historię 4-letniej Kseni, mieszkanki powiatu kaliskiego. Dziewczynka w sierpniu ubiegłego roku brała udział w tragicznym wypadku pod Bełchatowem, w którym zginął jej dziadek i ciocia.
Ksenia po tym zdarzeniu trafiła do szpitala. Była w śpiączce i pod wpływem silnych leków. Zdiagnozowano u niej porażenie 4-kończynowe, złamanie kolumny kręgosłupa odcinka szyjnego, paraliż kończyn dolnych, przewlekłą niewydolność oddechową, stłuczenie klatki piersiowej oraz złamanie kości udowej. 7 dni po wypadku przeszła operację nastawienia trzonu kości udowej ze stabilizacją prętami. Poza tym lekarze przeprowadzili także stabilizację kręgosłupa szyjnego - Ksenia miała spersonalizowane implanty na całe życie.
Więcej o Kseni pisaliśmy kilka dni temu W TYM ARTYKULE
I niestety wczoraj dotarły do nas tragiczne wieści. W sobotę 13 stycznia na trasie S5 pod Bydgoszczą zderzyły się dwa pojazdy – samochód osobowy marki Opel i bus marki Mercedes. Uderzenie było tak silne, że kierowca Opla zginął na miejscu. Natomiast busem podróżowały m.in. mieszkanki powiatu kaliskiego – w tym właśnie 4-letnia Ksenia. Dziewczynka wracała z rehabilitacji.
– Wypadek spowodował jadący oplem pod prąd 69-latek. Mężczyzna zderzył się czołowo z Mercedesem Vito, którym podróżowało 5 osób – powiedziała kom. Lidia Kowalska, rzeczniczka prasowa KMP w Bydgoszczy.
Czterech pasażerów i kierowca Mercedesa zostało rannych, w tym 3 osoby poważnie.
Niestety na tym tragiczny bilans się nie zakończył. W szpitalu zmarła 4-letnia dziewczynka, pasażerka busa. Jej mama Kateryna leży w szpitalu. Kobieta jest połamana.
– W szpitalu zmarł również 68-letni kierowca busa - informuje kom. Lidia Kowalska z Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy.
Mężczyzna był mieszkańcem Brzezin. To przedsiębiorca, który pomagał mamie Kseni.
Policja ustala, co dokładnie się wydarzyło, ale wygląda na to, że 69-latek, sprawca zdarzenia jechał pod prąd aż 20 kilometrów. Od jednego z węzłów do miejsca zderzenia z busem.


Znaki dla nieuważnych
Już jakiś czas temu drogowcy alarmowali, że wjechanie pod prąd w Polsce nie jest niczym rzadkim. Pokazywali przykłady kierowców, którzy na węzłach czy Miejscach Obsługi Podróżnych pomylili zjazdy i znaleźli się nie na swojej trasie. Dlatego w miejscach, gdzie do takich sytuacji dochodzi najczęściej, Główna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad zaczęła montować duże żółte tablice. Widać na nich czarną dłoń, a w niej znak STOP oraz napis „Zły kierunek”.
.jpg)
„Ustawione tablice informacyjne nie są znakiem drogowym, a mają służyć jako wzmocnienie obowiązującej organizacji ruchu. Mimo że nie są to znaki drogowe, ich zlekceważenie przez kierującego pojazdem może doprowadzić do tragedii na drodze” – tłumaczyła GDDKiA.
Napisz komentarz
Komentarze