Magazyn znajduje się na terenie dawnej Agromy, która teraz należy do prywatnego przedsiębiorcy. Został wynajęty przez mieszkańca Poznania w 2013 roku. Po zwiezieniu w to miejsce odpadów, mężczyzna zniknął. To, co po sobie pozostawił – w sumie 3 tysiące ton chemikaliów - określone zostało przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska jako niebezpieczne. A ponieważ właściciela tych substancji do ich usunięcia skłonić nie można, prezydent zaproponował, by zadanie to wykonało Miasto - za 3 miliony złotych. - Gdyby nastąpiło jakiekolwiek skażenie to będzie miało konsekwencje nie tylko dla części, ale dla całego miasta – uzasadniał Grzegorz Sapiński.
Władze miasta podjęły próbę zabezpieczenia tych pieniędzy w tegorocznym budżecie. Sprawa trafiła na komisje Rady Miejskiej i wywołała burzliwą dyskusję - nie tylko ze strony radnych opozycyjnych. We wtorek ci ostatni dopytywali, czy prezydent zrobił wszystko, by za usunięcie odpadów zapłacił np. Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Z kolei wątpliwości co do tego, czy odpady rzeczywiście są niebezpieczne i trzeba je usuwać miał Krzysztof Ścisły, radny niezrzeszony. Dowodził, że do dziś nie wiadomo, co tak naprawdę zgromadzone jest w Szczypiornie. - Tartak też jest bombą ekologiczną. Jeśli wybuchnie w nim pożar to mamy dym. Bloki mieszkalne są naturalną bomba ekologiczną. Pożar w takich blokach, w których są użyte różne materiały – lakiery, farby, uszczelniacze – jest jedną wielką bombą ekologiczną. Wszyscy się trują. Nie popadajmy w histerię i nie róbmy paniki – mówił Krzysztof Ścisły, radny Rady Miejskiej Kalisza - Jedna, druga, trzecia instytucja tego nie stwierdziła. Państwo tłumaczycie, że nie stwierdziła, bo nie chce ponosić kosztów, a może nie stwierdziła, bo tam niczego nie ma, co by zagrażało ludzkiemu życiu i zdrowiu.
Inny radny, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Kalisza i mieszkaniec Szczypiorna - Edward Prus po tych słowach nie krył oburzenia. Uważa, że odpady powinny zniknąć i to jak najszybciej. Przypomniał, że 1,5 roku temu doszło w magazynie do wycieku. – Te beczki stoją jedna na drugiej po pięć, sześć sztuk. Co będzie, jeśli ta pierwsza siądzie? – pytał retorycznie. - Może nie mamy wiedzy, co tam jest dokładnie, ale nie możemy nazywać histerią obaw ludzi, którzy mieszkają w sąsiedztwie.
Miasto potwierdza, że wiedzy na temat zawartości magazynowych w Szczypiornie beczek rzeczywiście nie ma. Pewne jest tylko, że wśród 3 tysięcy ton śmieci nie ma substancji radioaktywnych. - Żeby określić, co w tych beczkach się znajduje należałoby to wyjąć z tego magazynu i przez akredytowane laboratoria zbadać – wyjaśniła Ewa Maciaszek, naczelnik Wydziału Środowiska, Rolnictwa i Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Kaliszu. Koszt takiej operacji to prawie 2 miliony złotych. Czyli niewiele mniej niż usunięcie odpadów.
Po trwające 2 godziny dyskusji Dariusz Grodziński z Platformy Obywatelskiej zaproponował, by projekt uchwały o zabezpieczeniu 3 milionów odrzucić. „Za” zagłosowali radni PO, natomiast radni koalicji wstrzymali się od głosu. W sumie propozycję władz miasta odrzuciły cztery komisje. Wniosek nie zostanie więc poddany pod obrady Rady Miejskiej.
Przypomnijmy, że kontrowersje wokół magazynu z chemikaliami dotyczą także faktu, iż jego właściciel był jednym ze sponsorów kampanii samorządowej „Wspólnego Kalisza” – stowarzyszenia sprawującego obecnie władzę. Więcej o tej sprawie pisaliśmy TUTAJ
Wobec braku zgody radnych na zabezpieczenie w budżecie 3 milionów złotych, Miasto będzie musiało postarać się o pieniądze z zewnątrz. Na razie, jak informują władze Kalisza, m.in. do Ministerstwa Środowiska wysłane zostały listy z propozycjami zmian przepisów dotyczących organizowania tego typu składowisk i ich usuwania.
RED, fot. arch.
Napisz komentarz
Komentarze