Nowelizacja prawa sprawiła, że okres przedawnienia zarzucanych Andrzejowi Gąsiorowskiemu czynów skrócił się z 25 do 20 lat. Przepisy mówią wyraźnie, że w takich wypadkach interpretuje się je na korzyść oskarżonego. Stąd taka decyzja prokuratury. - Okres został skrócony o 5 lat. Tak jak stwierdziłem w swoim wystąpieniu, to przestępstwo przedawniało się w sierpniu 2016 roku. W związku ze skróceniem tego okresu o 5 lat w chwili obecnej z dniem wejścia w życie nowych przepisów należy stosować ustawę względniejszą dla sprawcy tak mówi art. 4 kodeksu karnego i nie było innego wyjścia jak złożyć wniosek o umorzenie tego postępowania. Z uwagi na przedawnienie karalności czynu zarzucanego oskarżonemu – twierdzi prokurator Mirosław Augustyniak.
Art. B. to spółka założona przez Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego w 1989 roku. Działała 3 lata. Wspólnicy, według śledczych, wykorzystując tzw. oscylator ekonomiczny, mieli możliwość wielokrotnie oprocentowywać w bankach tę samą wpłatę. W ten sposób oszukali system bankowy na ponad 4 biliony starych złotych. Kiedy proceder wyszedł na jaw mężczyźni uciekli do Izraela. Bagsik został aresztowany w 1994 roku i skazany na 9 lat więzienia. Andrzej Gąsiorowski do Polski wrócił po 23 latach i wtedy usłyszał zarzuty. Jednak za czyny z początku lat 90-tych nie spotka go już kara. Sam oskarżony uważa, że przed sądem powinien stanąć wcześniej, by móc udowodnić swoją niewinność. - W dodatkowej sprawie, którą prowadziłem przeciwko likwidatorowi Art- B on sam zeznał, że środki, które rzekomo wyprowadziłem, wróciły do firmy w postaci spłaty za akcje firmy Pas. W związku z tym byłoby to bardzo łatwe do udowodnienia, że te środki nie zostały zagrabione. I żałuję, że nie będę mógł zrobić tego w procesie tylko w jakiś inny sposób. – powiedział dziś Andrzej Gąsiorowski.
Współwłaściciel firmy Art - B przyznał, że myśli o założeniu fundacji pomagającej poszkodowanym przez polski wymiar sprawiedliwości. Sam czuje się ofiara litery prawa. - Premier Bielecki sam stwierdził, że najpierw uruchomił procedury śledcze w postaci służb a później prawne. Nie uważam, że to jest normalny tryb postępowania prawnego. – ocenia Gąsiorowski.
Akta sprawy zgromadzone przez śledczych liczyły ponad 310 tomów. Przy tak dużej ilości materiałów i konieczności przesłuchania kilkudziesięciu świadków, w tym kilku mieszkających poza Polską, sąd nie miał szans, by zakończyć postępowanie przed datą przedawnienia. Rok temu sprawa została przekazana kaliskiemu sądowi. Warszawski sąd uznał, że ten w naszym mieście jest mniej obłożony dlatego tutaj łatwiej będzie przeprowadzić postępowanie.
AW, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze