Statystyki są alarmujące. Od początku roku na kaliski SOR trafiło już 13 osób zatrutych czadem. To między innymi 3 osoby z mieszkania przy ulicy Franciszkańskiej i 2 z ul. Bogumiła i Barbary – dziecko i jego matka, którą strażacy i ratownicy medyczni musieli wydobyć z łazienki, ponieważ ta straciła przytomność. - Dopiero po przeprowadzeniu badań diagnostycznych wiadomo, w jakim stopniu pacjenci zostali narażeni na tlenek węgla. W zależności od tego, jak duże to stężenie jest we krwi pacjenci albo są hospitalizowani w oddziałach szpitala, albo wystarczy podanie tlenu i ustabilizowanie funkcji życiowych w ramach SOR – mówi Paweł Gawroński, rzecznik prasowy kaliskiego szpitala.
Na szczęście dla całej trzynastki wizyta zakończyła się na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym, ale gdyby nie zareagowali w porę, a stężenie tlenku węgla przekroczyłoby tysiąc ppm-ów, szanse na przeżycie byłyby znikome.
To niewielkie urządzenie niejednokrotnie już alarmowało kaliskie rodziny o ulatniającym się czadzie
Ze statystyk straży pożarnej wynika, że najczęściej czad wydobywa się z junkersów. - Występowanie tlenku węgla bierze się z niedostatecznej ilości powietrza dostarczonej do urządzenia, które potrzebuje tlenu do pełnego spalania paliwa. Są to urządzenia opalane i paliwem stałym, i paliwem gazowym – mówi Grzegorz Kuświk, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Kaliszu.
Ulatniający się czad jest bezwonny i bezbarwny, a zatem niewyczuwalny przez człowieka. Często nie jesteśmy też wstanie właściwie odczytać pierwszych objawów zatrucia. - Pierwsze dolegliwości, czyli bóle głowy i mdłości mogą być dla nas znakiem, że dzieje się coś niedobrego. Jeżeli mamy w domu piece kaflowe lub urządzenie typu junkers, to ważne jest, żebyśmy zaopatrzyli się w czujkę tlenku węgla – dodaje Grzegorz Kuświk.
Taki sprzęt to niewielki wydatek. Ceny czujek zaczynają się już od 50 zł, a najdroższe kosztują niewiele ponad 100 złotych. - Wyróżniamy czujniki zasilane bateryjnie lub prądowo. Są też czujniki bardziej rozbudowane, do systemów alarmowych, jeżeli taki jest w domu. Czujnik po włożeniu baterii się stabilizuje, a po wykryciu zagrożenia czadem wywołuje alarm poprzez sygnalizator dźwiękowy – tłumaczy Jacek Gruszka, współwłaściciel sklepu elektronicznego w Kaliszu.
- Najdroższe czujki kosztują ponad 100 złotych, najtańsze 50 - mówi Jacek Gruszka, współwłaściciel sklepu elektronicznego w Kaliszu. To niewiele, gdy w grę wchodzi ludzkie życie
W wielu przypadkach, jak mówią strażacy, to właśnie po tym alarmie są zawiadamiani o zagrożeniu przez mieszkańców. Dzięki temu w porę mogą zareagować.
Ewelina Samulak-Andrzejczak, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze