Jeśli środowym występem siatkarki MKS-u miały przypomnieć, dlaczego przed kilkoma laty żeńska siatkówka przyciągała do Areny tłumy kibiców, to zrobiły to w najlepszy możliwy sposób. Chyba nikt z obecnych na meczu nie mógł narzekać na brak emocji, a te sięgnęły zenitu w tie-breaku, w którym szala zwycięstwa wychylała się raz w jedną, raz w drugą stronę. Finisz należał jednak do kaliszanek. – Dla kibiców było to z pewnością świetne widowisko. Muszę przyznać, że dawno nie grałam w takim meczu, szczególnie z takim wynikiem w tie-breaku. To naprawdę przeżycie dla każdej z nas, nieważne, ile lat gramy w siatkówkę. Jestem bardzo dumna z całego zespołu, bo wygrała przede wszystkim drużyna – uważa Hanna Łukasiewicz, kapitan MKS Calisia.
Wartość tego zwycięstwa rośnie, jeśli weźmie się pod uwagę klasę rywalek. A ta była solidna, bo gliwiczanki mają w składzie doświadczone zawodniczki i celują w tym sezonie w czub tabeli. – Grały z dużym spokojem, czego nam brakowało, szczególnie w wysoko przegranym czwartym secie. Wiedziałyśmy, co prezentują, byłyśmy taktycznie przygotowane, a mimo wszystko nie realizowałyśmy wszystkich założeń. Rywalki pokazały, że głową i doświadczeniem można wiele zrobić. Najważniejsze jednak, że po tym czwartym secie podniosłyśmy się, odbiłyśmy praktycznie od dna i zwyciężyłyśmy – przekonuje podstawowa przyjmująca kaliskiego beniaminka.
Kaliszanki podniosły się nie tylko po trudnych chwilach środowego spotkania, ale też po ostatniej, dotkliwej porażce w Szczyrku. – O tamtym meczu chciałabym zapomnieć, choć trudno go wymazać z pamięci. Wyjść na parkiet po takim spotkaniu, gdzie zagrałyśmy chyba najgorszy mecz w naszych karierach, i pokazać walkę, a także świetną atmosferę to dziewczynom należą się słowa uznania za to, że zdołały się odbudować – przyznaje kapitan MKS-u.
Dzięki wygranej i odblokowaniu się na pierwszoligowych parkietach drużynie z Kalisza powinno być łatwiej przystąpić do kolejnych potyczek. Podopieczne Daniela Przybylskiego zdają sobie jednak sprawę, że nie mogą spocząć na laurach, bo przed nimi jeszcze sporo pracy. – Elementów, które musimy dopracować, jest masa. Wiadomo, że siatkówka jest grą błędów i kto zrobi ich mniej, ten wygrywa. Mamy momenty, gdzie jedna z nas psuje zagrywkę, po czym kolejna z dziewczyn robi to samo, co nie powinno się zdarzyć. Wynika to trochę z braku doświadczenia niektórych zawodniczek, ale poza tym na treningach musimy wykazywać się coraz większą odpowiedzialnością. Tego wymaga od nas trener i same też powinnyśmy od siebie wymagać – zakończyła Hanna Łukasiewicz.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze