Decyzja zapadła. Ciała 83 ofiar katastrofy rządowego Tupolewa zostaną ekshumowane. Procedura nie będzie dotyczyć osób, które zostały skremowane lub przebadane w minionych latach. Pierwsze wydobycie zwłok zaplanowano na poniedziałek, 14 listopada. Prokurator najpierw zbada szczątki pary prezydenckiej, która spoczywa w krypcie na Wawelu. Do końca roku będzie przeprowadzonych 10 ekshumacji. Bez względu na to, czy rodziny się na to zgadzają, czy też nie. Przeciwna temu jest m.in. Izabela Musielak, córka spoczywającej na cmentarzu rypinkowskim w Kaliszu Gabrieli Zych. Bliscy wieloletniej prezes Rodziny Katyńskiej zostali poinformowani o planowanej ekshumacji. I na tym koniec. - W dzisiejszych czasach trzeba się z tym liczyć. Nikt z nami, rodzinami ofiar nie konsultuje, jak będzie wszystko przebiegać. Ludzie nam współczują. Od rodziny, od znajomych dostajemy wyrazy współczucia, że czeka nas coś takiego – mówi portalowi faktykaliskie.pl Izabela Musielak.
Brzoza, o którą zahaczył Tupolew. Zdjęcie z prywatnego archiwum Izabeli Musielak.
Ekshumacje można przeprowadzać od 16 października do 15 kwietnia. Najczęściej o świcie, gdy na cmentarzu nie ma ludzi. Izabela Musielak nie wie, czy pewnego dnia nie zastanie rozkopanego grobu swojej matki. - Nie wiem. Wiem, że ja osobiście chciałabym być obecna, kiedy będą wyciągali trumnę mojej mamy. Czy to się odbędzie w odpowiedni sposób? Jak zostanie potraktowane ciało mojej mamy, ale czy zostanę o tym poinformowana? Czy będzie mi dane w tym uczestniczyć? Tego nie wiem. Do kwietnia będziemy żyli jak bąble na wodzie. Będę przychodzić na cmentarz i zastanawiać się, czy grób jest otwarty czy jeszcze zamknięty - mówi.
W tym roku 30 ekshumacji w Kaliszu
Ekshumacje to nic nadzwyczajnego. Jednak te robione są zwykle na wniosek bliskich osób zmarłych. Tych, którzy chcą przenieść szczątki do innego grobu np. ze względu na przeprowadzkę albo chcą, by wszyscy zmarli spoczęli w jednej mogile. Powiatowa Stacja Sanitarno – Epidemiologiczna w Kaliszu w tym roku wydała ponad 80 zezwoleń na ekshumacje. Odbyło się około 30. W każdej uczestniczy ktoś z Sanepidu. I najczęściej bliscy. - Taka trumna musi być wydobyta z uwzględnieniem szczególnych warunków – wyjaśnia Anna Napierała, p.o. Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Kaliszu. – Musi być wydobyta na odpowiednie maty, które później są utylizowane, jeżeli są to maty jednorazowego użytku, albo zdezynfekowane. Oczywiście wszystko to musi też polegać na tym, żeby tych szczątków nie zbezcześcić.
Córka Gabrieli Zych obawia się, że pewnego dnia zastanie rozkopany grób matki
Jeśli ekshumacja odbywa się na wniosek prokuratora bądź sądu, procedury wydobycia zwłok muszą zostać zachowane. Jednak w tym przypadku przedstawiciel Sanepidu nie musi uczestniczyć. Nie musi być nawet informowany o działaniach śledczych. Takie procedury odbywają się jednak bardzo rzadko.
Kaliszanka o ekshumacji brata: Uczucie jest okrutne
Jedną z osób, która uczestniczyła w wydobyciu zwłok bliskiej osoby jest Agnieszka Jabłońska. 12 lat temu w tragicznych okolicznościach zginął jej brat. W czasie śledztwa stwierdzono, że to był to nieszczęśliwy wypadek. Dzień po pogrzebie rodzina Artura otrzymała informację, że ten został zamordowany. - My nie byliśmy pewni śmierci naszej bliskiej osoby, więc podjęliśmy decyzję o ekshumacji, ale i tak trudno opisać uczucia, które wtedy mi towarzyszyły – przypomina sobie Agnieszka Jabłońska. - Przeżyliśmy jego śmierć, pochowaliśmy bliską osobę, pożegnaliśmy go i po kilku miesiącach Artur znowu jest wyjmowany z mogiły i wiemy, że musimy go znowu pożegnać, bo to nie jest tak, że zostanie przywieziony z zakładu patomorfologii i wpuszczony do grobu bez naszej obecności. To jest konieczność po raz drugi przeżywanie tego samego, co się wydarzyło kilka miesięcy wcześniej. Uczucie jest okrutne. Nawet po latach sprawia ból. Dlatego w ogóle nie rozumiem, dlaczego nikt tych ludzi nie słucha, tych, którzy nie chcą ponownego rozdrapywania ran. Jeśli mowa o dopasowywaniu szczątków, sprawdzeniu, czy w danej trumnie leży osoba, której nazwisko jest na grobie to chyba w przypadku tej katastrofy jest niemożliwe – mówi z własnego doświadczenia.
Wrak samolotu
Kilka godzin po wydobyciu trumny okazało się, że Artur Jabłoński został pochowany bez głowy i części kończyn górnych. To rozpoczęło kolejne dochodzenie i poszukiwania części jego ciała. Jednak samo badanie w Zakładzie Medycyny Sądowej trwało zaledwie dobę. Już drugiego dnia odbyło się drugie pożegnanie mężczyzny. Kilka miesięcy później znalazła się jego czaszka. Wtedy rodzina była zmuszona do kolejnego pochówku. – Ekshumacje ofiar katastrofy będą robione etapami. Czy one też, jeśli ta machina ma na celu dokładne dopasowanie wszystkich części ciała do odpowiednich osób, będą narażone na wielokrotne chowanie kolejnych fragmentów szczątek? Tak może się zdarzyć – dodaje Jabłońska.
Niech ci ludzie leżą spokojnie
Zakończenia żałoby chce także córka Gabrieli Zych. Chce móc przychodzić na cmentarz bez emocji, które towarzyszą katastrofie. - Dla mnie była to katastrofa. Zbitek nieszczęśliwych wypadków, złych decyzji niektórych ludzi. Czy moja mama wstanie z grobu po tej ekshumacji? – pyta i od razu odpowiada: - Nie. Ja już bym chciała, żeby wreszcie dano nam spokój. Żebym mogła spokojnie przyjść na grób mojej mamy, pomodlić się i nie zastanawiać, czy następnym razem jak przyjdę ten grób będzie nadal jej grobem.
Gabriela Zych jest jedną z ofiar katastrofy smoleńskiej. Leciała do Katynia na grób swojego teścia zamordowanego przez NKWD.
O tym, że zmarli zasługują na spokój mówią także osoby, które mają swoich bliskich na tym samym cmentarzu, na którym spoczęła 6 lat temu Gabriela Zych. I na którym symboliczny grób ma jej teść Stefan Zych, który został zamordowany w Katyniu i na którego grób 10 kwietnia 2010 roku leciała. Po latach dbania o to, by pamięć o zbrodniach NKWD na polskich oficerach nie została zapomniana, chciała zapalić lampkę na jego prawdziwej mogile. - 6 lat minęło. Niech ci ludzie leżą spokojnie. Czy przy takiej katastrofie można dojść, czyja to ręka, czyja noga? – pyta jedna z kobiet, która przyszła zapalić lampkę na grobie swoich krewnych. I już znacznie ostrzej dodaje: - To trzeba być trochę poukładanym, a nie nienormalnym. A zresztą jego sumienie dręczy - mówi o Jarosławie Kaczyńskim - bo on wysłał brata na śmierć. A czemu nie chce przekazać ostatniej rozmowy przez komórkę z bratem? Dlaczego? Bo dobrze wie, że go wysłał na śmierć. Rodzina stresy przeżyła, żałoby przeżyła. I po co po 6 latach odgrzebywać? Bo on jest przy władzy i swoją władzę pokazuje.
Towarzysząca jej koleżanka ma podobne zdanie. Uważa, że trzeba uszanować wolę i uczucia rodzin. - Gdyby chcieli bez mojej zgody wyciągnąć trumnę mojego męża to bym położyła się na grobie albo bym wzięła jakąś siekierę. I nawet gdyby to był ktoś z prokuratury to bym mu łeb rozwaliła. Nie dałabym ruszać – mówi zbulwersowana.
„Tam w trumnie jest zupa”
Izabela Musielak nie wierzy w zamach. Uważa, że ekshumacje, jeśli zostaną przeprowadzone zgodnie z przepisami i według światowych standardów, nie przyniosą żadnych nowości. - Jaką prawdę możemy poznać po 6 latach? Tam w tym trumnach jest zupa. Tyle zostało z naszych bliskich. Oni są w hermetycznie zaspawanych trumnach. Bez dostępu powietrza. W piśmie było ujęte, że ekshumacje mają pozwolić dopasować obrażenia na ciałach ofiar do tego, w którym miejscu samolotu siedzieli. Po 6 latach? Nie jestem ekspertem w tej sprawie, ale jestem katoliczką i dla mnie jest to bezczeszczenie zwłok mojej mamy – kończy.
I ma nadzieję, że jej głos, nieme wołanie o uszanowanie uczuć i prawa do przezywania śmierci mamy zostaną uszanowane. Chociaż mówi, że tego się raczej nie spodziewa, bo najbliższa jej osoba stała się jedną z kilkudziesięciu marionetek w politycznej grze.
Agnieszka Walczak, zdjęcia autor, arch.
Napisz komentarz
Komentarze