Kaliszanie niespiesznie wchodzili w ten mecz i pierwszą bramkę rzucili dopiero w czwartej minucie. Od początku grali jednak mocno w defensywie, bo goście na premierowe trafienie musieli czekać aż do dziewiątej minuty. Z upływem czasu gospodarze wyraźnie się rozkręcali i choć przed przerwą ich przewaga była co najwyżej czterobramkowa (7:3), to po wznowieniu gry miała już charakter totalny. MKS dość mocno podkręcił tempo w ofensywie i już w 39. minucie odjechał na 19:13, co ciekawe po golu... Filipa Jarosza. Bramkarz miejscowych wykorzystał wtedy fakt, że rywale pozostawili pustą bramkę, desygnując do gry dodatkowego zawodnika z pola kosztem golkipera. KSZO było bezradne także w kolejnych fragmentach, w których podopieczni Bartłomieja Jaszki konsekwentnie zwiększali dystans, zwyciężając ostatecznie 34:20. Jako ostatni listę strzelców podpisał Arkadiusz Galewski, najskuteczniejszy tego dnia gracz na parkiecie, zdobywca ośmiu bramek.
– Chcieliśmy dobrze wejść w ten mecz. Może na początku niepotrzebnie zbyt często wychodziliśmy na dziewiąty, dziesiąty metr, czego nie powinniśmy robić, nie było też zagrożenia z drugiej linii, ale w szatni powiedzieliśmy sobie, że musimy to poprawić. Po przerwie lepiej zaczęła funkcjonować obrona, zdobywaliśmy łatwe bramki, w ataku graliśmy konsekwentnie i z tego bardzo się cieszę – skomentował trener Jaszka.
Licząc trzy zwycięskie mecze pucharowe, dla MKS-u było to już ósme z kolei spotkanie bez porażki. Korzystna passa zaowocowała awansem w pierwszoligowej tabeli na trzecie miejsce. Kaliska siódemka zgromadziła tyle samo oczek, co druga w zestawieniu ekipa z Przemyśla i tylko trzy mniej od lidera z Piekar Śląskich.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze