W zeszłym sezonie kaliszanki zdobyły mistrzostwo pierwszej ligi, ale nie uzyskały bezpośredniego awansu do LSK. O ten musiały walczyć w barażach, które nie zakończyły się po ich myśli. Ostatecznie jednak zagrają na najwyższym szczeblu, zastępując w ekstraklasowych szeregach krakowską Proximę. – Był cień nadziei już na początku przygotowań, bo dochodziły do nas sygnały, że kilka klubów ma swoje problemy organizacyjne i finansowe. Wiedzieliśmy więc, że wcześniej czy później możemy się w tej ekstraklasie pojawić. Wiadomo, co wydarzyło się z klubem z Krakowa. Nasi działacze przy wsparciu miasta i innych osób podjęli rozmowy i zostały one spięte wielką i szczęśliwą klamrą. To dla nas świetna wiadomość. Życie toczy się swoim biegiem i nigdy nie wiadomo, kiedy nas zaskoczy – mówi Mariusz Wiktorowicz.
Jeszcze w sierpniu, gdy jego zespół rozpoczynał przygotowania, plan na nadchodzące rozgrywki był zupełnie inny. – Wygrywając pierwszą ligę zasłużyliśmy w 100 procentach na miejsce w Lidze Siatkówki Kobiet. System jest jednak taki, że mistrz nie uzyskuje automatycznego awansu i tak też będzie w nadchodzącym sezonie. To się zmieni za rok i myślę, że wtedy będzie sprawiedliwie. Dlatego też teraz mieliśmy całkiem inny plan budowania zespołu. Na spokojne granie, podbudowanie. Nie było nacisku na to, żeby raz jeszcze wygrać ligę – nie ukrywa trener Wiktorowicz.
Teraz kaliska drużyna będzie musiał sprostać ekstraklasowym wymaganiom. – Mamy taki pozytywny ból głowy, bo w składzie jest wiele zawodniczek chętnych do pracy i dalszego rozwoju, które przychodząc do nas zdawały sobie sprawę, że możemy zagrać w ekstraklasie. Zmieniamy trochę okres przygotowawczy. Zmieniliśmy piłki, bo sześć tygodni trenowaliśmy piłkami firmy Molten, które obowiązują w pierwszej lidze, a teraz trzeba przestawić się na Mikasy. Wzięliśmy się ostro do pracy, by jak najlepiej przygotować się do gry na najwyższym poziomie – zapewnia szkoleniowiec.
Przed ogłoszeniem decyzji o grze w Lidze Siatkówki Kobiet kadra mistrza pierwszej ligi liczyła 13 siatkarek. – Pozyskaliśmy dużo dziewczyn młodych, perspektywicznych, z dobrymi warunkami, na przyszłość. Sytuacja potoczyła się tak, że zespół z 13 zawodniczkami budowany na pierwszą ligę musi stawić czoła dziewczynom z ekstraklasy. Siłą rzeczy trzeba więc pewne wzmocnienia poczynić – podkreśla szkoleniowiec.
Pierwszą zawodniczką, która oficjalnie zasiliła ekipę beniaminka, jest Klaudia Kulig. To trzecia w składzie libero. W kadrze jest też nowa przyjmująca z Serbii, w planach jest również pozyskanie jeszcze jednej środkowej, w miejsce Ivany Isailović, która wprawdzie pozostała w Kaliszu, ale w innej roli – kierownika zespołu. – Kadra, gdy ją zamkniemy, będzie liczyła 16 siatkarek. Będzie więc duża konkurencja na każdej pozycji. Jak wiadomo, w protokole można wpisać 14 nazwisk, więc tych rotacji będzie sporo. Dla wielu dziewczyn gra w LSK to duże wyzwanie i spełnienie marzeń, więc to sprzyja takiej wewnętrznej rywalizacji – uważa trener Wiktorowicz.
Na co będzie stać kaliską drużynę w starciach z ogranymi w siatkarskiej elicie zespołami? – Zobaczymy, jak potoczy się pierwszy miesiąc. Ocenimy też wtedy naszą siłę, sprawdzimy się na tle innych zespołów. Chociaż nie ukrywam, że ten poziom na pewno będzie niższy niż w poprzednich latach. Mamy kilka spotkań sparingowych z zespołami z ekstraklasy. To da nam pewien obraz – przyznaje Mariusz Wiktorowicz.
Pierwszym testem dla jego podopiecznych jest turniej w Goleniowie, który rozpoczął się w piątek i potrwa do niedzieli. Tam formę kaliszanek sprawdzą trzy ekipy z LSK. W planach są też mecze sparingowe m.in. z Budowlanymi Łódź i Volley Wrocław oraz udział w turnieju w Pile. Pierwsze spotkanie w lidze siatkarki MKS-u rozegrają 3 listopada. Wtedy w Arenie zmierzą się z BKS-em Bielsko-Biała. Dla szkoleniowca beniaminka będzie to szczególna inauguracja, bo właśnie z bielszczankami kilkukrotnie, jako trener, stawał na podium mistrzostw Polski. – Na pewno to będzie ciekawy mecz z wieloma podtekstami, ale tutaj nie ma sentymentów. Mam nadzieję, że hala się się wypełni w takiej ilości, jak na meczach piłkarzy ręcznych, że będzie świetna atmosfera, która napędzi zawodniczki i da taki powiew adrenaliny z trybun. Mocno na to liczymy – zakończył Mariusz Wiktorowicz.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze