Dramatyczne z pozoru wydarzenia rozegrały się we wrześniu zeszłego roku. 39-letni mieszkaniec powiatu kaliskiego zadzwonił na numer alarmowy 112 i poinformował, że został uprowadzony. - Z jego relacji wynikało, że napastnicy zajechali mu drogę, gdy jechał i zmusili do zatrzymania auta, potem zaatakowali go i ukradli mu kilka tysięcy złotych. Następnie związanego wrzucili do auta i wywieźli w nieznanym kierunku – mówi mł. asp. Anna Jaworska-Wojnicz, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu.
Z informacji przekazanych przez mężczyznę wynikało, że udało mu się dosięgnąć leżącego na podłodze w aucie telefonu i zadzwonić po pomoc. W kaliskiej komendzie ogłoszono alarm. - Przedstawiona przez zgłaszającego sytuacja była na tyle poważna, że w poszukiwania mężczyzny zaangażowani zostali również funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Koninie oraz Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. W niespełna 13 godzin od zgłoszenia mężczyzna został odnaleziony na terenie kompleksu leśnego w powiecie konińskim – dodaje mł. asp. Anna Jaworska-Wojnicz.
Sprawę zaczęli badać kaliscy kryminalni. Szybko okazało się, że zdarzenie... nigdy nie miało miejsca. - Liczne nieścisłości i brak jakichkolwiek dowodów na to, o czym mówił „porwany” jednoznacznie wskazywały na to, że mężczyzna wymyślił całe zajście. 7 marca br. na podstawie zebranego materiału dowodowego 39-latek usłyszał zarzut dotyczący zawiadomienia o przestępstwie, organu powołanego do ścigania wiedząc, że przestępstwa nie popełniono. Swoje postępowanie tłumaczył problemami finansowymi – mówi rzeczniczka kaliskiej policji.
Mężczyzna stanie wkrótce przed sądem. Grozi mu do 2 lat pozbawienia wolności. Niewykluczone też, że będzie musiał pokryć koszty policyjnej akcji. Te oszacowano na ponad 11 tys. złotych.
MIK, fot. arch. policji
Napisz komentarz
Komentarze