Oskarżony przyznaje się do najpoważniejszego z zarzutów. A ten dotyczy morderstwa 34-letniego Piotra R., który kilka miesięcy przed śmiercią kupił fermę drobiu w Zadowicach i przeprowadził się z Wałcza wraz z żoną i dwójką dzieci w wieku 2 miesięcy i 10 lat oraz teściową. Ściągnął ze sobą również 53-letniego Krzysztofa K., który mieszkał na terenie gospodarstwa. Panowie znali się od lat.
Krzysztof K. był wcześniej karany. W gospodarstwie odrabiał prace społeczne. 2 września 2019 r. zastrzelił swojego pracodawcę z jego własnej broni. Oddał w jego kierunku kilka strzałów, w tym dwa celne. - Strzelił do poszkodowanego z broni palnej w postaci pistoletu TT - czytał 21 września br. w sądzie ustalenia ze śledztwa Rafał Rybarczyk, prokurator Prokuratury Rejonowej w Kaliszu. - Strzał oddał w okolice głowy pokrzywdzonego, powodując jego śmierć, przy czym czynu tego dopuścił się, będąc wcześniej skazanym.
Strzelał, aż zabrakło amunicji
Według wcześniejszych ustaleń oraz zeznań oskarżonego konflikt z prawem miał też zamordowany Piotr R. Wcześniej obaj mężczyźni mieszkali w Wałczu i wyjazd z tego miasta na fermę pod Kaliszem miał być początkiem nowego życia także dla rodzin obu z nich. Jednak od początku, czyli od lipca 2019 roku kiedy to przyjechali do Zadowic, dochodziło między nimi do konfliktów. Ich podłożem miały być problemy w gospodarstwie, w którym nie działała część rzeczy i pojawiali się wierzyciele poprzedniej właścicielki.
Według zeznań Krzysztofa K. właściciel frustracje miał wyładowywać na partnerce oskarżonego, dlatego para podjęła decyzję, że chce wyjechać, ale pracodawca im nie pozwolił, więc napięcie rosło. Zenitu sięgnęło 2 września 2019 r. kiedy to 34-latek kolejny raz miał uwłaczać kobiecie i jej grozić w trakcie naprawiania przez mężczyzn jednego z urządzeń, które konkubina oskarżonego zepsuła dzień wcześniej.
Wtedy oskarżony, jak zeznał przed sądem, nie wytrzymał i poszedł po ukrytą przez pracodawcę w garażu broń, którą ten kupił krótko przed tragedią. Odpowiadający za morderstwo mężczyzna dodał, że działał w amoku, ale też przyznał, że tego dnia po przebudzeniu wziął tabletkę na uspokojenie, którą popił alkoholem. – Piotr zaczął wyzywać Kaśkę od k…, więc we mnie zaczęło się gotować, nie chciałem tego słuchać, dlatego wyszedłem. Ostatnie słowa jakie słyszałem to „wypierd…”. Poszedłem do garażu i zamiast narzędzi wziąłem broń. Dlaczego? Nie wiem – zeznawał przed sądem 54-latek. – Nie wiem, czy zdawałem sobie sprawę, że biorę broń. Wiem, że wolno wracałem do kurnika, a kiedy Piotr zobaczył, że mam broń ruszył w moim kierunku z podniesioną ręką. Wtedy strzeliłem. Nie wiem ile strzałów oddałem. Strzelałem, aż brakło amunicji.
Najpierw zabił, potem okradł
Kiedy już Piotr R. leżał na podłodze kurnika Krzysztof K. ściągnął mu z szyi złoty łańcuszek o wartości 15 tys. zł i uciekł. Biżuterię próbował sprzedać w pobliskim skupie złomu i sklepie, ale mu się nie udało. Kiedy zaczynała się obława stopem dojechał do Kalisza i tu pomoc dostał od napotkanego mężczyzny, który za wódkę i papierosy pomógł sprzedać złoto w lombardzie i dał schronienie u swojego kuzyna. Kiedy kilka godzin później oskarżony w towarzystwie nowych kompanów opuszczał mieszkanie przy ul. Parkowej w Kaliszu, został zatrzymany przez policję i trafił do aresztu.
Oprócz zarzutu morderstwa usłyszał też zarzut usiłowania zabójstwa Aleksandry R., czyli żony zamordowanego, która stanęła mu na drodze kradzieży prawie 120 tysięcy złotych, jakie gospodarze mieli w domu oraz nielegalnego posiadania broni. Kobietę – jak można było usłyszeć w akcie oskarżenia, uratowało zablokowanie się spustu broni.
Grozi mu dożywocie
Razem z mieszkańcem województwa zachodniopomorskiego zarzuty usłyszał Kazimierz T., który pomógł Krzysztofowi K. sprzedać skradzioną zamordowanemu biżuterię.
W sądzie przedstawiciel wdowy oraz prokurator chcieli, by proces odbywał się za drzwiami zamkniętymi. Sąd zezwolił jednak na udział mediów w sprawie.
Oskarżonemu o zabójstwo grozi kara dożywotniego więzienia.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze