Najczęściej pochodziły ze sklepów wielkopowierzchniowych i dużych firm, w których systemy są montowane. Z jednej strony nowoczesne czujki są w stanie wyłapać nawet najmniejszy ogień czy zadymienie, z drugiej reagują na każdy ruch, alarmując straż pożarną. - Mamy znaczący wzrost fałszywych alarmów w roku 2014. Szacujemy, że nawet o 300% w porównaniu z rokiem 2013, a zdecydowana większość pochodzi z zakładów objętych monitoringiem i wynika z wadliwego działania systemów – wyjaśnia Andrzej Morta, komendant Państwowej Straży Pożarnej w Ostrowie Wielkopolskim. – Bardzo często jest tak, że zanim dostaniemy informację o tym, że alarm jest fałszywy już są zadysponowane jednostki. Gdybyśmy takie informacje mieli wcześniej, to kilka wozów mogłoby wrócić do bazy.
Zgodnie z przepisami jedna jednostka musi udać się na miejsce fałszywego alarmu i upewnić, czy na pewno nic się nie pali. Strażacy po każdej takiej akcji dyscyplinują zarządcę obiektu, by ten sprawdził system jeszcze raz. Tym bardziej, że koszty wyjazdów do fałszywych alarmów ponosi straż pożarna.
AW, zdjęcie arch.
Napisz komentarz
Komentarze