Tegoroczny nabór dopiero ruszy. Roboty publiczne takie jak np. grabienie liści czy malowanie elementów infrastruktury drogowej to najprostsze prace, na które kierowani są bezrobotni długo pozostający bez zajęcia i z najniższym wykształceniem. Często też bez kwalifikacji. Jednak najczęściej, co potwierdzają ostatnie lata, także bez chęci do podjęcia pracy. – Bardzo często osoby kierowane na takie roboty odmawiają podjęcia pracy – mówi Artur Szymczak, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Kaliszu.
Potwierdza to Piotr Kościelny. Wiceprezydent Kalisza na ostatniej Powiatowej Radzie Zatrudnienia mówił, że ostatnie poszukiwania pracowników na roboty publiczne dla Zarządu Dróg Miejskich spełzły na niczym. – Zgłosiło się 40 osób. Zaledwie kilku się nadawało. Potem okazało się, że one też nie są zainteresowane taką formą zatrudnienia - mówił.
Drugą kwestią jest fakt, że coraz rzadziej samorządy, które najczęściej korzystały z tej formy zatrudnienia pracowników, są nią zainteresowane. Pół roku pracy osoby zatrudnionej w ramach robót publicznych opłaca PUP. Kolejne trzy miesiące to już zobowiązanie usługobiorcy. Dlatego samorządy chętniej korzystają z wolnych naborów organizowanych samodzielnie.
Osoba zatrudniona w ramach robót publicznych może liczyć na najniższą krajową.
AW, zdjęcie arch.
Napisz komentarz
Komentarze